czwartek, 30 stycznia 2014

Złota książka

Z powodu tego że córka znowu zepsuła laptopa i truła mi i truła żebym jej pożyczyła iPada bo ona musi coś do snu oglądać, wydobyłam ze stolika nocnego złotą książkę którą kupiłam sobie jako jeden z prezentów gwiazdkowych z postanowieniem przeczytania w długie zimowe wieczory, a która nie mogła się doczekać czytania ze względu na zajmowanie się Winnetou, którego mam na iPadzie.
No ale muszę dać sobie teraz na wstrzymanie z facetami więc i Winnetou poczeka ;-)
Książka jest złota bo ma złotą okładkę. Mam jeszcze pozostałe części bo to trylogia jest, wszystkie w tej samej błyszcząco-złotkowo-cukierkowej tonacji. Trylogia "Hunger Games".


Filmy obejrzałam, długo przekonywałam się do tego żeby zaliczyć też wersję pisaną, ale w końcu nadeszła ta pora i złota książka została otwarta.

Nie mogę nic więcej o tym doniosłym wydarzeniu powiedzieć bo zasnęłam po pięciu kartkach, nie z powodu nudnej fabuły czy coś, tylko po prostu bardzo zmęczona byłam. I proszę mnie tu nie streszczać opowieści bo fabułę znam, ale dodatkowe opinie chętnie poczytam, chociaż swoje wiem. Jak oglądam film i jest do tego książka to muszę to przeczytać żeby nie wiem co. I odwrotnie też.

Z tym moim czytaniem do poduszki to teraz jest koszmarnie. Jak kiedyś potrafiłam czytać pół nocy a potem niewyspana iść do pracy i następnego wieczoru znowu czytać, tak teraz po kilku kartkach oczy mi się zamykają i już. Chyba muszę czytać na siedząco :-)
Ale nic to, jak Wołodyjowski mawiał, sobotę mam wolną, w planach tylko spa domowe bo się zapuściłam okrutnie, resztę czasu mogę poświęcić na przyjemności, czyli moją złotą książkę :-)

wtorek, 28 stycznia 2014

Tak się gada z telefonem

Głupawki ciąg dalszy...
Wczoraj był poniedziałek, najgłupszy dzień tygodnia, jak wiecie nie lubię poniedziałków, ale kto je lubi?
Ale tym razem poniedziałek ten był wyjątkowo udany - znaczy humor mi dopisywał od rana i jakoś tak za sprawą pewnie paru osób... fajnie było! Nawet bolącą stopę przyjmowałam z uśmiechem na ustach, a co tam że za tydzień zaczyna się z powrotem liga i czeka mnie szereg ciężkich meczy (czy meczów - to jak w końcu?), a w całym tygodniu mam duuużo badmintona, bo prawie codziennie, to jak ja sobie zdążę tę stopę wyleczyć? A tam, najwyżej będzie mnie boleć :-)
No i już w łóżku leżąc po północy oczywiście nacisnęłam troszkę dłużej guzik telefonu i oczywiście się zapytał jak może mi pomóc...
Hmmm, dawno tego nie robiłam...
No dobra. Krótka to była rozmowa z telefonem i po angielsku, i przepraszam z góry za brzydkie słowa ale jakoś tak mi łatwiej w obcym języku :-)




Teksty w cudzysłowie - JA
Lekko pogrubione - ON, mój telefon, czyli Siri :-)

Jak widać, samotność mi nie może dokuczać skoro mam do kogo wieczorem usta otworzyć i w dodatku ten ktoś mi odpowiada! I nawet sie nie obraża! Wiedziałam że sypiam z odpowiednią "osobą" :-)

P.S. Zapomniałam dodać że do telefonu się rzeczywiście gada, a on odpowiada głosem faceta. To co widać na zdjęciach to zapis naszej głosowej rozmowy, bo przecież mądry facet zostawia wszystko na piśmie, prawda? Z powodu rozmaitości akcentów angielskich nie zawsze ów facet zrozumie to co naprawdę się do niego mówi, wychodzą różne zabawne nieporozumienia... a może zrobię następny post o tym?

niedziela, 26 stycznia 2014

A w niedzielę po obiedzie...

Po obiedzie kawa najlepiej smakuje... Zazwyczaj nie piję, ale w weekendy sobie nie odmawiam pysznej cappuccino albo latte.
No a jak kawusia to coś by się do niej przydało. Przeszukałam zakamarki i znalazłam - pozostałości poświąteczne :-))

Reszta pierniczków, nie dekorowanych bo mi się nie chciało - dosłownie sześć (!) i dwa ciasteczka maślane


Czekoladki z ciemnej czekolady Thorntons, moje ulubione, poza Lindt :-)


Zestew Ferrero Rocher (!) Jak to się uchowało??????


Klasyczne  After Eight - miętowe czekoladki deserowe


Trzy opakowania pyszności, zupełnie nie otwarte!


No i co wybrać? Co?????!!!!!