wtorek, 11 czerwca 2013

Brzydka osa, zła!

Dookoła mojego drzewo-krzaka lata zazwyczaj mnóstwo różnych stworzeń. Niekiedy zdarza się na nim wylęg gąsienic i wtedy drzewo okupują stada wróbli, a i kosy się przy tym nieźle pożywią. Zdarza się że na płocie koło drzewa przysiądą sroki, pewnie mają coś ciekawego do robienia skoro przylatują, wtedy żadem ptak nie śmie się zbliżyć, no chyba że kos który potrafi taką srokę odgonić. Ale jak na płocie usiądzie pustułka to żywej duszy dookoła nie uświadczysz.
Drzewo-a-raczej-krzak wygląda teraz mniej więcej tak:


Normalnie w ciągu dnia aż buzuje od owadów, muszek i innego latającego drobia (nie mylić z DROBIEM). No i na ławeczce pod drzewem uwielbia wysiadywać Migusia, bo przecież to takie ciekawe, tak się wszystko rusza, tyle rzeczy można pogonić i polować, polować, polować...
No i właśnie wczoraj po powrocie z pracy, mąż przybiegł do mnie spanikowany z wieścią że z Migusią trzeba natychmiast do weterynarza, że chora i coś się jej w łapę stało. Na pewno złamana, zwichnięta, skaleczona, stłuczona. I kuleje. Migusia, nie łapa.
Patrzę na kiciulę, biega jak biegała, diabliki w oczach, łapie te swoje motylki, na chorą nie wygląda. Spoglądam na łapy, rzeczywiście, przednia prawa spuchnięta jak bania, dwa razy większa niż druga. Złapać toto nie było łatwo i w dodatku jeszcze przytrzymać, bo przecież tyle rzeczy jest do zrobienia, a tu ją przytrzymują i oglądać chcą! Obejrzałam łapę dokładnie, żadnego zadrapania, drzazgi, ruchomość normalna, ale spuchnięta faktycznie. Zdjęcia tylko trochę oddają rzeczywistość, ale uwierzcie mi, różnica była ogromna.




Stwierdziłam że skoro złamania nie widać, kot gorączki nie ma, biega i skacze jak zwykle to na razie do weterynarza nie pojedziemy, najwyżej jutro jak nie przejdzie. Bo prawdopodobnie panienka bawiła się z osami i jedna nie wytrzymała! Zła osa, niedobra! A trzeba było osę gonić?

P.S. Łapka Migusi do wieczora osiągnęła poprzednie, właściwe rozmiary :-)

piątek, 7 czerwca 2013

Humor z zeszytów szkolnych

Miało nie być dzisiaj posta ale nie mogłam. Natrafiłam na dobrze sobie znaną stronę, na którą wchodzę czasami dla rozrywki i po prostu umarłam ze śmiechu. I to kilkanaście razy. I już jako trup nieżywy na śmierć postanowiłam się z wami podzielić przyczyną mojego zgonu - humor z zeszytów szkolnych.
A jako że jest to coś co mnie zawsze szczególnie rozbawia oraz z racji tego że dziś ostatni dzień roboczy, początek weekendu, więc ma być lekko i przyjemnie, postanowiłam zapoczątkować cykl piątkowy pod nazwą jak w tytule.

Dzisiaj pod tytułem: "Zoologia i botanika"

* U żaby kończyny przednie są dłuższe niż krótsze.

** Kijanka różni się od żaby tym że nie jest do niej podobna.

*** Jeż i jaskółka to zwierzęta, które pomagają rolnikowi w zjadaniu robaków.


I wisienka na torcie:





 (Zdjęcie i cytaty zaczerpnięte z internetu)

******************************************************************************

Jeżeli podoba wam się pomysł cyklu, proszę o komentarze. A może ktoś chciałby się podzielić jakąś perełką z własnego lub potomka zeszytu? Proszę o emaila (instrukcja z zakładce "O mnie") - oczywiście zachowam dyskrecję :-) Zapraszam!

środa, 5 czerwca 2013

Nie przyszedł.

Nie pojawił się znowu. Też myślałam że jak się raz kota nakarmi to będzie przyłaził. Ale to nie był dziki kot, być może się komuś zgubił, być może ktoś go wyrzucił i wędrował tak w poszukiwaniu drogi do domu, nie wiem. To już drugi kot którego nakarmiłam i nie przyszedł kolejny raz. Zresztą, i tak bym go nie wzięła, gdyby co to zawiozłabym do schroniska. Gdyby miał mikroczipa toby znaleźli właściciela, a gdyby nie, to na pewno znalazłby jakiś kochający dom. Takie koty zawsze znajdują dom. Gorzej z dzikimi, które nie potrafią przyzwyczaić się do człowieka, albo z agresywnymi, bo i takie są. Takie koty nie są przeznaczone do adopcji. Sterylizuje się je i wypuszcza do miejsca skąd przyszły, czasami czeka aż się oswoją z człowiekiem, co czasami trwa bardzo długo, czasami nigdy nie znajdują swojego stałego domu. Niektóre oswajają się ze schroniskiem i zamieszkują w nim. Oto na przykład ostatnie ogłoszenie ze strony schroniska (tłumaczenie własne)

Schronisko w chwili obecnej gości kilka dzikich kotów. Podczas gdy koty te mogą nigdy nie zostać kotem kolanowym, mogą znakomicie zaadoptować się w środowisku wiejskim, jak na przykład farmy, stajnie itp. i jako doskonali łowcy szkodników mogą zarobić na swoje utrzymanie jako "łapacze myszy". Jeśli myślisz że mógłbyś dać dom jednemu lub kilku takim  kotom, proszę o kontakt ze schroniskiem.

Oczywiście piszę tu to schronisku które znam i z którego wzięłam oba moje koty. Czy jest wyjątkowe? Nie wiem jak wyjątkowe jest na tutejsze warunki bo innego nie znam, ale przewija się przez nie około tysiąc kotów rocznie, to znaczy tyle znajduje dom. Współpracuje z nim wiele domów tymczasowych, dla kotów któe mają szczególne potrzeby, na przykład ciężarne kotki, karmiące matki, koty w bardzo podeszłym wieku czy szczególnie chore, przy czym opieka weterynaryjna opłacana jest przez schronisko. Zresztą, podkreślałam to wielokrotnie, tutaj stosunek ludzi do zwierząt jest zupełnie inny niż w Polsce. Nie słyszy się o przypadkach maltretowania zwierzęcia, dzieci z kotami (oczywiście z takimi które na to pozwolą) bawią się ale ich nie krzywdzą. Naprawdę mało jest bezdomnych kotów, a psów to chyba wcale. Do schroniska trafiają przede wszystkim zwierzęta zagubione, alnbo takie którymi właściciele nie mogą lub nie chcą się dłużej opiekować. Są też takie które trafiły tam bo je ktoś po prostu porzucił, wyprowadził się a je zostawił, jak na przykład matkę Migusi. Na szczęście małe kotki rozchodzą się jak świeże bułeczki i taką bułeczkę w postaci Migusi mam i ja.