W drodze do szkoły/pracy dziś rano.
- Mamo, zobacz, tam dziecko nie chce iśc, kładzie się na ziemi, hehe...
Patrzę, rzeczywiście, dziecię lat około dwóch-trzech, dziewczę pewnie co różowa spineczka na blond krótkich loczkach, różowa kurteczka, białe rajtuzki. Wije się jak piskorz na brzegu chodnika, na szczęście dróżka osiedlowa, samochody nie jeżdżą. Nad nią nachyla się biedna mamusia, wielka bązowa torba zwisa jej z ramienia, mamusia walczy to z torbą, to z córeczką.
- Jakaś durna ta mamusia, dlaczego jej nie podniesie? - pyta mój prawie-dorosły syn, metr osiemdziesiąt parę wzrostu.
- A podnosiłeś kiedyś takiego brzdąca, którego jedynym celem jest nie dać się podnieść? - syn nie podnosił. Patrzymy dalej, bo czerwone światło.
Mamusia próbuje dźwignąć opierającą się ze wszystkich sił latorośl, a ta już nie jak piskorz nawet, jak wężysko jakieś, ręce w górę, nogi wyciągnięte na maksimum długości, w dodatku tarzające się po chodniku we wszystkie strony, a matka biedna to dziecko, to torbę, to dziecko, to torbę...
- No i co byś ty zrobił z takim?
- Jak to co? Podniósł jakoś.
- Aha!? Podniósł!
Mała wciąż jak przyklejona do chodnika. Na szczęście w tej chwili zdarzyło się że umęczona walką mamusia wyprostowała na chwilę swe zbolałe członki, takoż aby torbę na ramieniu poprawić. Dziecię czując to bardziej niż widząc też postanowiło na chwilę zmienić pozycję, więc na ułamek sekundy podniosło się na wszystkie cztery łapy i w tym momencie, w tym oka mgnieniu, mamusia nie bacząc na torbę ześlizgującą się z powrotem z ramienia, złapała niesforną córeczkę wpół i podniosła do góry. Brawo dla mamusi za refleks!
Co się działo dalej nie wiem za bardzo, bo mamusia poniosła dziecię, zasłoniły ich krzaki, my ruszyliśmy bo zrobiło się zielone, ale zdążyliśmy zauważyć że niesie już małą na rękach w miarę spokojnie, tylko czerwień spływa po policzkach obu walczących.
Moje dzieci NIGDY nie wywinęły mi takiego numeru, a może już nie pamiętam :-)
czwartek, 2 maja 2013
wtorek, 30 kwietnia 2013
Droga
Taki piękny dzień dzisiaj, że aż grzech siedzieć w biurze. Skorzystałam więc skrupulatnie ze swojej przerwy na lunch i wyszłam. Postanowiłam przejść się dookoła.
Słoneczko rozkosznie świeciło, dobrze że założyłam dziś wiosenną kurtkę. Gdybym wiedziała to ubrałabym się dzisiaj odpowiednio. A tak - spódnica, koszula, buty na obcasie... Wyszłam z campusa i podziwiałam niedawno wyremontowane wejście główne. Codziennie mijam je tylko samochodem.
I całe pole szachownic
Szkoda że tylko niektóre drzewa już mają wyraźne, choć malutkie jeszcze listki. Co roku kwitną o tej porze kasztany, teraz jednak... szkoda gadać. Nawet liści porządnie jeszcze nie widać.
Spacer trwał 51 minut, dystans 2680 metrów, 3851 kroków, 180 kalorii spalonych, wzniesienie terenu 27 metrów. Wiem to wszystko z aplikacji jaką mam na ajfonie i której używam do biegania bo jest na GPS-a i wszystko dokładnie podaje. Szkoda tylko że obuwie miałam... hm... lekko niedostosowane bo teraz stopy mnie bolą. Ale warto było.
Słoneczko rozkosznie świeciło, dobrze że założyłam dziś wiosenną kurtkę. Gdybym wiedziała to ubrałabym się dzisiaj odpowiednio. A tak - spódnica, koszula, buty na obcasie... Wyszłam z campusa i podziwiałam niedawno wyremontowane wejście główne. Codziennie mijam je tylko samochodem.
Potem wzdłuż murów, a raczej żywopłotów uniwersyteckich. Niektóre jeszcze się nie zazieleniły.
Po drodze mijam to co mężczyźni lubią najbardziej :-)
Potem skręt w boczną uliczkę. Domy raczej z tych skromniejszych, choć dość zadbane. Cudny widok na Arthur's Seat.
Uliczka nagle mnienia się w bardziej dostojną, domy większe, bogatsze.
Wychodzę na główną(-niejszą) ulicę, którą przebywam codziennie w drodze do pracy. Zupełnie inaczej wygląda z perspektywy własnej osoby. Z samochodu nie zauważa się wielu szczegółow.
A tu już powrót do campusa. Studenci "opalają" się na trawce. Studenci i zielona trawka - to nieodłączna para od wiosny do jesieni. Gdzie tylko kawałek trawy rośnie tam znajdziesz w Edynburgu studenta.
A po drodze do mojego budynku mijam jeszcze pole narcyzowe
I przepiękną szachownicę
I białą szachownicę
Szkoda że tylko niektóre drzewa już mają wyraźne, choć malutkie jeszcze listki. Co roku kwitną o tej porze kasztany, teraz jednak... szkoda gadać. Nawet liści porządnie jeszcze nie widać.
Za to kwitną już miniaturowe tulipanki i coś co nie wiem jak się nazywa, ale rośnie tuż przed wejściem do mojego budynku. Mieszkają tam zazwyczaj... żaby.
Spacer trwał 51 minut, dystans 2680 metrów, 3851 kroków, 180 kalorii spalonych, wzniesienie terenu 27 metrów. Wiem to wszystko z aplikacji jaką mam na ajfonie i której używam do biegania bo jest na GPS-a i wszystko dokładnie podaje. Szkoda tylko że obuwie miałam... hm... lekko niedostosowane bo teraz stopy mnie bolą. Ale warto było.
poniedziałek, 29 kwietnia 2013
Potwór z szafy
Nigdy jeszcze nie próbowałam zrobić filmu jak należy, jakiekolwiek nagrania tu publikowane były żywcem wyjęte z pamięci aparatu. Dzisiaj, drogą eksperymentalną, udało mi się zmontować filmik nakręcony w kawałkach Ajfonem. Bez podkładu dźwiękowego niestety.
Drodzy Państwo, przedstawiam Państwu "Potwora z Szafy"
Drodzy Państwo, przedstawiam Państwu "Potwora z Szafy"
Subskrybuj:
Posty (Atom)