czwartek, 29 listopada 2012

Miłości nie ma

Minęło dwanaście dni odkąd wzięłam Migusię.
Tylko dwanaście dni a wydaje się jakby była z nami od zawsze. Zdążyła już się przeziębić, uderzyć w oczko tak że dwa dni miała przymknięte, cholera wie czy sama się gdzieś walnęła, czy Tiguś ją walnął, całkiem możliwe że się sama drapnęła myjąc buźkę, bo zdarza się jej nie wciągnąć pazurków. Już chciałam z nią jechać do weta, ale nie było ropnej wydzieliny, tylko łezki, więc postanowiłam poczekać jeszcze jeden dzień, przemywałam tylko rumiankiem, a jak mnie nie było to córka przemywała, i na szczęście przeszło. Z Tigusiem też kiedyś mieliśmy to samo, ale on się chyba palnął gaęzią w oko jak łaził po drzewie a raczej krzaku. Przerobiliśmy już z Malutką rzadkie kupki, topienie się w kibelku, spadnięcie z krzesła i tysiąc innych bardziej-i-mniej-ważnych maluśkich wydarzeń, które wypełniają nam dnie, a szczególnie długie wieczory.
Migusia to wulkan energii, jak to dziecko, nie chodzi a biega, skacze i dokazuje. Poluje na wszystko co się rusza i co według niej mogłoby sie poruszać gdyby się tylko dało odpowiednio uderzyć łapką. Wszędzie wlezie, wszystko sprawdzi, wszystkiego dotknie, czasami się przestraszy aż podskoczy, wrzaśnie i zrobi ogonek w maleńką szczoteczkę do butelek.
Martwi mnie tylko że pomiędzy kotami nie ma jeszcze jakiejś wyraźnej miłości. Trudno powiedzieć jakie są ich relacje, a może ja się po prostu jeszcze na kotach nie znam. Nigdy przecież nie miałam więcej niż jednego kota, prawda? Wygląda to najczęściej tak, że Tiguś śpi w swoim ulubionym hamaczku na drzewie, a Migusia bawi się, biega, szaleje. Jak jej się znudzi albo sobie przypomni, biegnie do Tigusia i go zaczepia. Ten otwiera oko, szykuje łapę z góry żeby jej przyłatać profilaktycznie, ale najczęściej się nie udaje, bo kot rozespany a Migusia za szybka. Kiedy Tiguś się już w końcu wyśpi, a śpi długo, przecież jest bardzo zmęczony po zmierzchowo-porannych wędrówkach nie wiadomo gdzie, zaszczyca nas swą obecnością i po prostu ... jest! Bardzo rzadko się bawi odkąd jest Malutka, ale za to ta jak go zobaczy "na chodzie", zaczyna go zaczepiać, chodzić za nim krok w krok, polować na jego ogon, chociaż jeszcze się na niego jawnie nie rzuciła. Za to Tiguś na nią owszem, z zębami, z łapami, niekiedy wygląda to groźnie, ale Mała nie krzyczy to i my nie reagujemy. Tiggy ją po prostu uderza, karci i odchodzi. A Mała za nim. I tak w kółko. Wczoraj próbował na nią polować, on po jednej stronie pufy, ona po drugiej. Tiggy długo szykował się do skoku, w końcu skoczył i... się zdziwił, bo Migusi tam już nie było. Ona porusza się z prędkością światła! Mina kota - bezcenna!
Tak więc koty jedzą razem, śpią obok siebie, nie tak bardzo obok siebie, o nie, tamto w poprzednim poście to było zdarzenie wyjątkowe. Wąchają się, witają, nie muszę ich izolować, zostawiam ich razem w domu samych czasami, ale jakiejś wyraźnej miłości nie ma. Ach niecierpliwa jestem po prostu. Kiedy one zaczną się lizać?

Oto jak śpią moje koty

poniedziałek, 26 listopada 2012

To niech będzie Migawka.

Oglądaliśmy sobie wczoraj spokojnie X-factora, kiedy wkroczył mąż w kocięciem na ręku i ogłosił: Panie i Panowie (tu zwrócił swe spojrzenie ku drzemiącemu kotu), chciałem Państwu ogłosić że właśnie wymyśliłem imię dla kotka. Czy wiecie Państwo jak działa aparat fotograficzny? - tu nastąpił skrótowy opis działania aparatu fotograficznego.
Czy wiecie co to jest migawka? - tu nastąpiło krótkie wyjaśnienie zasady działania migawki. Po czym rozpoczęła się zasadnicza część prezentacji.
Jak Państwo również wszyscy wiecie, mamy w domu kogoś kto jest prawie czarny, więc przy przygaszonym świetle zupełnie go nie widać, szczególnie w salonie na sofie, przy sofie, za sofą lub w jakimś innym kącie. W dodatku ten ktoś pojawia się i znika, jest i nagle go nie ma, patrzysz na niego, mrugniesz a on znika, aby pojawić się w tej samej chwili w innym miejscu, a czasami w tym samym. Potrafi poruszać się z prędkością światła, a niedoskonałe przecież ludzkie oko nie jest w stanie zarejestrować ani błysku ani trajektorii. W związku z powyższym uznałem że wszystkie powyższe fakty przemawiają za nadaniem kocięciu tego osobliwego imienia - Panie i Panowie, przedstawiam Państwu... Migawkę. Migawka, w skrócie Miggy - Miggy i Tiggy!
Wszyscy łącznie z kotem popatrzyliśmy po sobie oczyma wielkimi ze zdumienia.
Oczekując aplauzu mąż uwolnił kocię z objęć swych, a ono oczywiście lotem błyskawicy zniknęło by pojawić się za chwilę w innym miejscu.
No to już niech będzie ta Migawka.

Uważny wzrok Tigusia - jemu też Migawka pojawia się i znika

Pojawia się czasami w kuchni na krześle 

ale zamiast zniknąć czeka

aż pojawi się coś na talerzu. Bo też by chciała...

Niedługo będę duuuza, wieksza niz to wielkie zelasko :-)

I sypciej wejde do ubikacji!


A jesce tydzień temu byłam taaaaka maleńka!

I nawet nie umiałam wciągać pazurków. 

 A teraz jestem juz więksejsa i bardzo lubię spać na moim wielkim bracisku.

O tak......

piątek, 23 listopada 2012

Integracja c.d.

Mała ciągle nie ma imienia. Balbinka do niej nie pasuje :-)
Szaleje po całym domu, pojawia się i nagle znika, aby pojawić się gdzieś w innym miejscu, zdjęcie takiej zrobić to nie lada sztuka. Od wczoraj mam czynny aparat więc nie muszę się uganiać za kotem z komórką, ale dzisiejsza sesja zdjęciowa jeszcze z telefonu. Ale zanim zdjęcia, kilka słów o integracji.
Mała jeszcze nie zaczepia Dużego za bardzo, może raczej prowokuje, Duży podąża za Małą, najczęściej wzrokiem. Widać że Kicia w ogóle się Tigusia już nie boi, chociaż czasami ucieka pod stolik z serwetką myśląc że nikt jej nie widzi. Na razie Tiggy nie za bardzo pozwala Małej używać jego ulubionych miejsc, a ona wykorzystuje jego nieobecność i umieszcza się w nich jak tylko nadaży się okazja. Miłości jeszcze nie widać, ale już drugą noc spaliśmy przy uchylonych drzwiach. Mała wychodziła z pokoju kilka razy, ale nic jej nie zagryzło, nic nie zamordowało :-)
I kuwetka wylądowała w końcu na korytarzu, nie w ostatecznym jeszcze miejscu, ale przynajmniej nie w sypialni. No i kolejne wielkie osiągnięcie - Mała nauczyła się jak PRAWIDŁOWO korzystać z kuwety. Nie, nie to mam na myśli, bo robiła wszystko bardzo ładnie od początku. Ale ta kuweta któą mamy jest po Tigusiu, wielka i zakryta, z dachem i drzwiczkami, które musieliśmy wymontować na początku bo Mała była za mała żeby popchnąć drzwiczki. Widać tydzień w kocim życiu robi ogromną różnicę bo choć kicia nie wydaje się większa niż była, daje radę wejść do kuwety i co najważniejsze, z niej wyjść. Przestała też zakopywać kupki. Może dlatego że czuje się bardziej prywatnie, a może nabrała więcej pewności siebie, bo wiadomo, koty zakopują tym głębiej im niżej w hierarchii się czują. Szczerze mówiąc, zaczynam się bać o Tigusia, żeby się biedny nie zestresował jeszcze bardziej jak Mała będzie się tak panoszyć.
Było także pierwsze wspinanie się po spodniach - ku wyraźnej przyjemności syna który jest wysoki i nogi ma długie, a im dłuższe nogi tym więcej powczepianych pazurków na całej długości :-) Dobrze że miał spodnie, hehe.
A teraz czas na fotorelację.


To moje jedzonko, nie mozes rusyc!

Moje, widzis???


Nie było cie to sobie wesłam do twojego łózecka.

I sobie tu teraz siedze...


Tak? Słucham? No mówiłam ci jus ze teraz ja tutaj sobie leze.





  W końcu sobie posedł. Fajnie tu...


I wiadomość z ostatniej chwili, otrzymane na komórce, bo ja oczywiście siedzę w pracy podczas gdy one tam... Pozostawię bez komentarza :-)