Zawsze myślałam że nasz kot jest mały, wagę co prawda ma odpowiednią a nawet większą niż powinien, brzuch mu się powoli zaczyna odznaczać żarłokowi jednemu, więc może ten pomysł z kiciusiem jednak był lepszy niż zakładałam. Teraz, to 9-tygodniowe maleństwo przy nim wygląda jak ociupinka. Wagowo 5 razy mniejsza, wzrostowo chyba też. A przy tym taka delikatna i wiotka, że Tiggy przy niej wydaje się co najmniej tygrysem. W porównaniu do tej drobinki, jest co pogłaskać, czuje się opór, moc, siłę. A toto taka kuleczka malusia, jak chce ładnie prosto stanąć to się czasami zachwieje. Obserwując ją można sobie boki zrywać, na przykład wczoraj chciała się podrapać po uszku, podniosła nóżkę, ale że nie siedziała dokładnie, straciła równowagę i przewaliła się o 360 stopni przez plecki. Jeszcze się nie umie myć, zaczyna co prawda sobie czyścić paluszki w łapkach ale to wszystko.
Wszędzie wbiega, wszystko chce zobaczyć, ale boi się też wielu rzeczy. Córka bawiąc się zaczęła udawać kota, łazić na czworaka w powolnym tempie, a ta mała syknęła, zrobiła grzbiet i napuszyła ogonek. Córka się wystraszyła chyba bardziej niż ona, a ten maleńki ogonek z końcówką jak szczotka do butelek to po prostu odlot!
Wbiegła z mężem do łazienki. Nie wiem co on tam robiła, ale w czasie gdy to robił, mała zdążyła wskoczyć do wanny, na półkę z kosmetykami przewracając wszystkie oczywiście, na parapet, umywalkę i do kibelka! Na szczęście zdążyła zamoczyć tylko łapki. Za to dzisiaj, córka już dzwoniła przerażona, że ona teraz rozumie że kicia nie zachowuje się jak dziecko - TO JEST DZIECKO!!! Spuściła ją tylko na pół minuty z oka, żeby pójść na dół po worek do kosza, a ta zdążyła znowu wskoczyć do ubikacji, tym razem się zmoczyła. Żeby się tylko nie przeziębiła. A zawsze powtarzamy że ubikację trzeba zamykać, nawet kupiliśmy wolno zamykający się sedes żeby nie trzaskać...
Stosunki maleństwa ze starszym braciszkiem przebiegają chyba zgodnie z etykietą, chociaż niezgodnie z regułami, bo przecież wszystko spieprzyłam pierwszego dnia. Ale wczoraj Tiggy już nie warczał przynajmniej, zasyczał raz i kilka razy prychnął. Zwalił maleństwo z parapetu jak wskoczyło za nim - tak tak, takie maleństwo a skacze do parapetu, podpiera się kaloryferem co prawda, ale daje radę! Ze dwa razy walnął małą łapą, groźnie to wyglądało dla mnie ale dla kotów to chyba normalka. Mała wciąż się go boi, podchodzi do niego, ale się nie bawi, siada tylko i siedzi. A Tiggy obserwuje. Czasami podchodzi sam, wąchają się noskami, po czym starszy potrząsa ogonem i odchodzi. Wczoraj zanotowaliśmy pierwszy sukces - koty spały prawie obok siebie!
Jak się mała obudziła, próbowała wspiąć się na łapkach do Tigusiowego legowiska, ale on tylko popatrzył zaspanym okiem. Nie uszło jednak naszej czujnej uwadze że wysunął lekko łapę do przodu, żeby palnąć w razie czego. Ale nie trzeba było jej używać :-)
Ach jak mi doskwiera brak aparatu, ale kartę już zamówiłam, będzie lada dzień. Wtedy to dopiero będzie się działo!
poniedziałek, 19 listopada 2012
niedziela, 18 listopada 2012
Kotki dwa
Stało się. Mamy w domu drugiego kotka, a raczej kociczkę. Jeszcze nie ma imienia, ale jest śliczną maleńką dziewczynką, czarniutką ze srebrnym nalotem, i uszka też ma srebrne. Waży zaledwie 840 gram i ma 9 tygodni. Chłopaki się dąsały ale tylko przez chwilę. Kotek najpierw się troszkę przyzwyczajał do nowego pokoiku, potem zaczął się bawić, a potem to już biegał jak oszalały. I mruczy cały czas. Coś tam zjadł, zrobił dwie kupki, w nocy spał grzecznie prawie cały czas, bo od południa, kiedy go wzięłam, do północy nie spał. Teraz śpi na mojej lewej ręce a ja piszę prawą.
Sesja zdjęciowa? Proszę bardzo, chociaż nie za bardzo udana bo nam się karta do aparatu gdzieś zapodziała, a to musi być jakaś specjalna bo na zwykłej nie pojedzie. Więc zakupić nową kartę trzeba będzie, dopóki co trzaskamy forki komórkami. Jakość więc nie najlepsza.
A teraz coś z drugiej beczki. Wszytko spieprzyłam. Całą separację z Tigusiem. Separacja trwała jakieś 6 godzin, kot warował pod drzwiami wiedząc że jest intruz. Pierwszy błąd - zamknęliśmy kotka w naszej sypialni, tam gdzie Tiguś do tej pory miał swobodny dostęp i własną sypialnię. Drugi i najpoważniejszy błąd - pozwoliliśmy się kotom spotkać twarzą w twarz, zupełnie przypadkiem co prawda, bo mała po prostu zwiała z pokoju lotem błyskawicy i starła się oko w oko z potworem. Potwór syczał i prychał, a potem warczał jak tylko mała próbowała podejść, bo generalnie się go chyba boi. Uznaliśmy że skoro już się tak stało, to będziemy po prostu bardzo nadzorować jakiekolwiek kontakty. Cóż, jest niedziela rano, Tiggy wrócił z porannych wędrówek, odważył się co prawda podejść do małej i ją powąchać w nos, ale syknął po tym i prychnął. Generelanie na razie jest tak - jak mała podchodzi do niego, on warczy, więc mała zatrzymuje się i zamiera w bezruchu. Gdy on podchodzi, syczy i prycha. Próbował ją też uderzyć łapą, bałam się żeby jej nie skaleczył, ale chyba bez pazurów to się odbyło. W tej chwili mała śpi na mojej ręce, a Tiggy za moimi plecami na swojej poduszce.
Tak, zawsze są jakieś radości i smutki. Pomimo całej wiedzy, tysięcy przeczytanych artykułów i porad, szlag trafił wszystko z powodu jednego błędu. Cóż, koty jakoś będą musiały to rozpracować, mam nadzieję że nie pozostanie w Tigusiu wieczna nienawiść...
Sesja zdjęciowa? Proszę bardzo, chociaż nie za bardzo udana bo nam się karta do aparatu gdzieś zapodziała, a to musi być jakaś specjalna bo na zwykłej nie pojedzie. Więc zakupić nową kartę trzeba będzie, dopóki co trzaskamy forki komórkami. Jakość więc nie najlepsza.
Pozowanie do fotografii
Zmęczyłam się
Mamusia się ... modli :-)
Smaczne jedzonko
Jaka jestem duża!
A teraz coś z drugiej beczki. Wszytko spieprzyłam. Całą separację z Tigusiem. Separacja trwała jakieś 6 godzin, kot warował pod drzwiami wiedząc że jest intruz. Pierwszy błąd - zamknęliśmy kotka w naszej sypialni, tam gdzie Tiguś do tej pory miał swobodny dostęp i własną sypialnię. Drugi i najpoważniejszy błąd - pozwoliliśmy się kotom spotkać twarzą w twarz, zupełnie przypadkiem co prawda, bo mała po prostu zwiała z pokoju lotem błyskawicy i starła się oko w oko z potworem. Potwór syczał i prychał, a potem warczał jak tylko mała próbowała podejść, bo generalnie się go chyba boi. Uznaliśmy że skoro już się tak stało, to będziemy po prostu bardzo nadzorować jakiekolwiek kontakty. Cóż, jest niedziela rano, Tiggy wrócił z porannych wędrówek, odważył się co prawda podejść do małej i ją powąchać w nos, ale syknął po tym i prychnął. Generelanie na razie jest tak - jak mała podchodzi do niego, on warczy, więc mała zatrzymuje się i zamiera w bezruchu. Gdy on podchodzi, syczy i prycha. Próbował ją też uderzyć łapą, bałam się żeby jej nie skaleczył, ale chyba bez pazurów to się odbyło. W tej chwili mała śpi na mojej ręce, a Tiggy za moimi plecami na swojej poduszce.
Tak, zawsze są jakieś radości i smutki. Pomimo całej wiedzy, tysięcy przeczytanych artykułów i porad, szlag trafił wszystko z powodu jednego błędu. Cóż, koty jakoś będą musiały to rozpracować, mam nadzieję że nie pozostanie w Tigusiu wieczna nienawiść...
piątek, 16 listopada 2012
Kciuki na sobotę.
Jutro jest sobota. Jutro mam zamiar pojechać zobaczyć kiciusie. Od wczoraj planuję wszystko w głowie, dzisiaj nie mogę przestać myśleć. Nigdy nie miałam małego kotka na rękach. Podobnie jak przed moimi dziećmi nie trzymałam nigdy dzidziusia. Zachowuję się jak stuknięta stara panna której się włączył zegar biologiczny i instynkt macierzyński przebija wszystko. Oglądam tysiące filmików na you tubie, czytam wszystko co mogę znaleźć o wprowadzeniu kotka do domu.
Wciąż mam wiele pytań i wątpliwości których nie można chyba rozwiać dopóki same się nie wyjaśnią. Na przykład - te kiciusie w schronisku są naprawdę małe, kilkutygodniowe, jeszcze się nie myją, mieszczą się w dłoni. Na tyle już jednak "dorosłe" że mogą być oddane do adopcji. Taki kotek to ledwo biega. Tiguś generalnie żyje dobrze z kotami, jakoś ustalił sobie pozycję w stadzie ulicznym, ale jak zareaguje na tak malutkie kociątko? Czy może mu, nawet przypadkiem, zrobić krzywdę? Pamiętam jak biedna zagłodzona przybłęda dostała się do naszej kuchni i zaczęła pożerać resztki z Tigusiowej miseczki, o czym możecie przeczytać tutaj, Tiggy nie warczał, nie prychał, nie atakował, stał z wielkim zdziwieniem na pysku aż go wygoniłam z kuchni. Ale teraz już jest o półtora roku starszy.
Jak zorganizować Tigusiowe wychodzenie z domu o dowolnej porze dnia, gdy po domu pałęta się mały kotek? Pół biedy teraz, bo do klapki chyba nawet nie dostanie, ale gdyby przypadkiem udało mu się wystawić łepek, i nagle go zabrać, klapka mogłaby mu przytrzasnąć szyjkę a on by szarpnął i... nawet nie chcę pisać co by się mogło stać. Ale jak zabronić Tigusiowi wychodzenia?
Plan początkowy mam opracowany, a mąż to mnie chyba zabije. Więc jak nie napiszę do niedzieli to znaczy że leżę trupem nieżywa, a jak napiszę to dam znać jak i co. Trzymajcie kciuki.
Wciąż mam wiele pytań i wątpliwości których nie można chyba rozwiać dopóki same się nie wyjaśnią. Na przykład - te kiciusie w schronisku są naprawdę małe, kilkutygodniowe, jeszcze się nie myją, mieszczą się w dłoni. Na tyle już jednak "dorosłe" że mogą być oddane do adopcji. Taki kotek to ledwo biega. Tiguś generalnie żyje dobrze z kotami, jakoś ustalił sobie pozycję w stadzie ulicznym, ale jak zareaguje na tak malutkie kociątko? Czy może mu, nawet przypadkiem, zrobić krzywdę? Pamiętam jak biedna zagłodzona przybłęda dostała się do naszej kuchni i zaczęła pożerać resztki z Tigusiowej miseczki, o czym możecie przeczytać tutaj, Tiggy nie warczał, nie prychał, nie atakował, stał z wielkim zdziwieniem na pysku aż go wygoniłam z kuchni. Ale teraz już jest o półtora roku starszy.
Jak zorganizować Tigusiowe wychodzenie z domu o dowolnej porze dnia, gdy po domu pałęta się mały kotek? Pół biedy teraz, bo do klapki chyba nawet nie dostanie, ale gdyby przypadkiem udało mu się wystawić łepek, i nagle go zabrać, klapka mogłaby mu przytrzasnąć szyjkę a on by szarpnął i... nawet nie chcę pisać co by się mogło stać. Ale jak zabronić Tigusiowi wychodzenia?
Plan początkowy mam opracowany, a mąż to mnie chyba zabije. Więc jak nie napiszę do niedzieli to znaczy że leżę trupem nieżywa, a jak napiszę to dam znać jak i co. Trzymajcie kciuki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)