niedziela, 18 listopada 2012

Kotki dwa

Stało się. Mamy w domu drugiego kotka, a raczej kociczkę. Jeszcze nie ma imienia, ale jest śliczną maleńką dziewczynką, czarniutką ze srebrnym nalotem, i uszka też ma srebrne. Waży zaledwie 840 gram i ma 9 tygodni. Chłopaki się dąsały ale tylko przez chwilę. Kotek najpierw się troszkę przyzwyczajał do nowego pokoiku, potem zaczął się bawić, a potem to już biegał jak oszalały. I mruczy cały czas. Coś tam zjadł, zrobił dwie kupki, w nocy spał grzecznie prawie cały czas, bo od południa, kiedy go wzięłam, do północy nie spał. Teraz śpi na mojej lewej ręce a ja piszę prawą.

Sesja zdjęciowa? Proszę bardzo, chociaż nie za bardzo udana bo nam się karta do aparatu gdzieś zapodziała, a to musi być jakaś specjalna bo na zwykłej nie pojedzie. Więc zakupić nową kartę trzeba będzie, dopóki co trzaskamy forki komórkami. Jakość więc nie najlepsza.

Pozowanie do fotografii

Zmęczyłam się

Mamusia się ... modli :-)

Smaczne jedzonko

Jaka jestem duża!

A teraz coś z drugiej beczki. Wszytko spieprzyłam. Całą separację z Tigusiem. Separacja trwała jakieś 6 godzin, kot warował pod drzwiami wiedząc że jest intruz. Pierwszy błąd - zamknęliśmy kotka w naszej sypialni, tam gdzie Tiguś do tej pory miał swobodny dostęp i własną sypialnię. Drugi i najpoważniejszy błąd - pozwoliliśmy się kotom spotkać twarzą w twarz, zupełnie przypadkiem co prawda, bo mała po prostu zwiała z pokoju lotem błyskawicy i starła się oko w oko z potworem. Potwór syczał i prychał, a potem warczał jak tylko mała próbowała podejść, bo generalnie się go chyba boi. Uznaliśmy że skoro już się tak stało, to będziemy po prostu bardzo nadzorować jakiekolwiek kontakty. Cóż, jest niedziela rano, Tiggy wrócił z porannych wędrówek, odważył się co prawda podejść do małej i ją powąchać w nos, ale syknął po tym i prychnął. Generelanie na razie jest tak - jak mała podchodzi do niego, on warczy, więc mała zatrzymuje się i zamiera w bezruchu. Gdy on podchodzi, syczy i prycha. Próbował ją też uderzyć łapą, bałam się żeby jej nie skaleczył, ale chyba bez pazurów to się odbyło. W tej chwili mała śpi na mojej ręce, a Tiggy za moimi plecami na swojej poduszce.
Tak, zawsze są jakieś radości i smutki. Pomimo całej wiedzy, tysięcy przeczytanych artykułów i porad, szlag trafił wszystko z powodu jednego błędu. Cóż, koty jakoś będą musiały to rozpracować, mam nadzieję że nie pozostanie w Tigusiu wieczna nienawiść...

piątek, 16 listopada 2012

Kciuki na sobotę.

Jutro jest sobota. Jutro mam zamiar pojechać zobaczyć kiciusie. Od wczoraj planuję wszystko w głowie, dzisiaj nie mogę przestać myśleć. Nigdy nie miałam małego kotka na rękach. Podobnie jak przed moimi dziećmi nie trzymałam nigdy dzidziusia. Zachowuję się jak stuknięta stara panna której się włączył zegar biologiczny i instynkt macierzyński przebija wszystko. Oglądam tysiące filmików na you tubie, czytam wszystko co mogę znaleźć o wprowadzeniu kotka do domu.
Wciąż mam wiele pytań i wątpliwości których nie można chyba rozwiać dopóki same się nie wyjaśnią. Na przykład - te kiciusie w schronisku są naprawdę małe, kilkutygodniowe, jeszcze się nie myją, mieszczą się w dłoni. Na tyle już jednak "dorosłe" że mogą być oddane do adopcji. Taki kotek to ledwo biega. Tiguś generalnie żyje dobrze z kotami, jakoś ustalił sobie pozycję w stadzie ulicznym, ale jak zareaguje na tak malutkie kociątko? Czy może mu, nawet przypadkiem, zrobić krzywdę? Pamiętam jak biedna zagłodzona przybłęda dostała się do naszej kuchni i zaczęła pożerać resztki z Tigusiowej miseczki, o czym możecie przeczytać tutaj, Tiggy nie warczał, nie prychał, nie atakował, stał z wielkim zdziwieniem na pysku aż go wygoniłam z kuchni. Ale teraz już jest o półtora roku starszy.
Jak zorganizować Tigusiowe wychodzenie z domu o dowolnej porze dnia, gdy po domu pałęta się mały kotek? Pół biedy teraz, bo do klapki chyba nawet nie dostanie, ale gdyby przypadkiem udało mu się wystawić łepek, i nagle go zabrać, klapka mogłaby mu przytrzasnąć szyjkę a on by szarpnął i... nawet nie chcę pisać co by się mogło stać. Ale jak zabronić Tigusiowi wychodzenia?
Plan początkowy mam opracowany, a mąż to mnie chyba zabije. Więc jak nie napiszę do niedzieli to znaczy że leżę trupem nieżywa, a jak napiszę to dam znać jak i co. Trzymajcie kciuki.

środa, 14 listopada 2012

Kiiiiiiciuuuuuuś!!!!

Takie sms-y wysyłam ostatnio swojemu mężowi, żeby go zmęczyć, bo on nie bardzo chce nowego kotka w domu. I wylicza mi ze dwa powody dla których nie, a ja mu na to z tysiąc argumentów za. Na przykład że taki maleńki kiciuś tak fajnie się wspina po męskich spodniach - i demonstruję mu moimi pazurkami, które na szczęście nie są tak ostre jak kiciusia, a może na nieszczęście, bo gdyby poczuł toby się może zgodził.
Ja się wciąż waham, ale chyba coraz słabiej. Zawsze szukam argumentów za i przeciw. Tak naprawdę to nie wiem które przeważają, bo na każde za jest jakiś przeciw i odwrotnie

1. To fajnie jest mieć dwa koty  - ale nie zawsze dla tych kotów jest fajnie, bo co jak się nie polubią? Unieszczęśliwię oba.
2. Fajnie jest patrzeć jak koty się bawią - ale jak rozniosą dom w drobny mak?
3. Tiguś by miał towarzystwo i nie musiałby cały dzień na nas czekać aż wrócimy z pracy - patrz punkt pierwszy
4. Jednego kota się karmi to się wykarmi też i drugiego - tak ale to dwa razy tyle kosztuje
5. Tiguś był raczej zgodnym kotem w schronisku - ale już ma trzy lata, od dwóch lat jest sam
6. Dwa koty stanowiłyby rozrywkę dla siebie samych - tak, ale Tiguś ma i tak rozrywkę, przecież jest kotem wychodzącym.
7. A co jak zachorują? Ubezpieczenie kosztuje - tak ale niedużo, stać mnie na 5 funtów to będzie stać i na 10
8. A co jak kiciuś zacznie być kotem i znaczyć pomieszczenia? - nie wolno do tego dopuścić. Zrobimy ciach ciach jak tylko będzie można
9. A co jak wyjdzie za Tigusiem przez klapkę i nie wróci bo nie będzie umiał, bo nie będzie miał magnesika, bo będzie za malutki a magnesik za ciężki?

Tyle dylematów... ojeju jeju.