Krokusy już zakwitły w całej pełni, białe kupki przebiśniegów przebijają się wśród zielonej trawy, a pierwsze żonkile już skłaniają swoje żółte główki. Kot pochłania wielkie ilości karmy, nic dziwnego skoro znów zaczął polować. W sobotę na przykład upolował paluszka krabowego, w folii. Przywlókł to paskudztwo do domu i maltretował przez godzinę, tak jakby miała przed sobą żywą zdobycz. Już zaczęliśmy podejrzewać że włóczęga gdzieś łazi po chałupach i kradnie, bo skąd takiego paluszka krabowego niby miał? Do śmietnika nie wlezie bo za głęboko. Ale rano znaleźliśmy w naszej sypialni jeszcze jednego, którego przywlókł gdzieś o trzeciej nad ranem, no nie ma mowy żeby ktoś o trzeciej nad ranem wpuszczał obcego kota do domu żeby ten mógł sobie kraść. Więc chyba jednak ktoś wyrzucił. Albo komuś wypadło. Nawet zaczęłam myśleć że może ktoś mu truciznę zapodał w tych paluszkach. Ale nasz kot, panisko wielkie, z owoców morza to tylko krewetki, a z ryb morskich to tylko tuńczyka z puszki. No i znika na całe noce, przyłazi oczywiście sprawdzić czy żyjemy, ale zaraz wyłazi z powrotem. Chyba już czas, chyba poczuł już zew, w końcu marzec tuż tuż a pogodowo to raczej kwiecień bym powiedziała jest niż koniec lutego.
W ogrodzie krzaki przycięte, wszystko co zwiędłe i stare, wyrwane, już zaczęły pojawiać się pierwsze pączki na tawułce, nic tylko wiosna!
To zdjęcie zrobiłam tydzień temu:
A tak wygląda park dzisiaj:
Ech, wiosna!
poniedziałek, 27 lutego 2012
piątek, 24 lutego 2012
Piątkowy dylemat
środa, 22 lutego 2012
Luksus znieczulenia
No to o lekarzach dziś będzie i badaniach, a niech tam. Poczytałam parę artykułów w internecie i mnie "natchło".
Kto czyta uważnie tego bloga wie, że mój mąż miał "wypadek" czyli pęknięcie wrzoda na dwunastnicy. Jak do tego doszło, nie będę się powtarzać, o mojej głupocie też nie. Ma być nie o opisywaniu choroby wrzodowej czy innej a o różnicach między kulturami.
Naprawdę szlag mnie trafia jak widzę wpisy na forach krytykujące brytyjskich lekarzy, jacy to oni niedouczeni (bo podstawowe studia medyczne trwają 5 lat a nie 6), jacy nieokrzesani (bo część z nich ma inny kolor skóry niż biały), jacy ignoranccy (bo nie przepisują antybiotyków na katar). A w szpitalach jaki syf, jakie wstrętne żarcie, jakie półgłowki tam pracują i w ogóle. Najczęściej są to opinie które z żadnym lekarzem w UK nie miały do czynienia. a w szpitalu to najwyżej myją podłogi (stąd ten syf).
Więc przypadek męża był taki - błyskawiczna diagnoza wstępna, stały bezprzewodowy monitoring czynności życiowych, natychmiastowa transfuzja, pełne badanie krwi, gastroskopia czyli pełna diagnoza i leczenie. Gastroskopia w znieczuleniu, bo przecież pacjent nie ma prawa czuć się niekomfortowo. Oprócz kamery przygotowane od razu trzy "działka" endoskopowe: zastrzyk z adrenaliną gdyby było trzeba zasklepić dziurę, laser do wycięcia czego trzeba i "łyżeczka" do biopsji czyli pobrania wycinka. Wszystko od razu żeby pacjent się nie stresował. Po wszystkim informacja o stanie pacjenta na bieżąco, przy pacjencie, bo ten nie tylko MA PRAWO, on MUSI WIEDZIEĆ co się z nim dzieje.
I tu pierwsza dygresja. Mąż miał taki sam przypadek w Polsce siedem lat temu. Ale że się nie wykrwawił do końca, dali mu żelazo na odbudowanie krwi i skierowali na gastroskopię za miesiąc. Ale za miesiąc gastroskop się popsuł. Opole, miesto wojewódzkie, z nowoczesnym ośrodkiem szpitalnym, gastroskop się popsuł, badania nie ma. No to jak nie ma to może rentgena mu zrobią. Zrobili. Wyszedł oczywiście wrzód jak byk, ale proszę pana, no niektórzy ludzie tak mają, jest już zaleczony bo się zaleczył sam więc leki już niepotrzebne. Niech pan przyjdzie jak będzie znowu dokuczać. Nie przyszedł. Na szczęście nie musiał. Gdy brytyjski lekarz usłyszał że "się gastroskop pospuł" to... nic nie powiedział bo zbyt dobrze wychowany był.
No i w tym miejscu pozwolę sobie na jeszcze jedną dygresję. Ja też byłam skierowana na gastroskopię, jakieś dwa lata wcześniej niż mąż. Poszłam raz, na głodniaka, jak ktoś miał to wie, ale niestety lekarka miała opóźnienie, a kolejka taka wielka, więc niech pani przyjdzie jutro bo my przesuwamy wszystkich pacjentów na jutro. Przyszłam nazajutrz, na dwudniowym głodzie, wchodzę a tam: przepraszam ale właśnie płyn do dezynfekcji się skończył, no nie mogę pani zrobić naprawdę. Proszę się umówić na kolejny tydzień, płyn ma przyjść za tydzień. Nie poszłam już nigdy.
Teraz, dowiedzieliśmy się właśnie że ojciec mojego męża, człowiek już raczej przed siedemdziesiątką niż po sześćdziesiątce, dostał skierowanie na gastroskopię. Ale muszą go zostawić w szpitalu na trzy dni, bo wie pan, prawdopodobnie trzeba będzie zrobić biopsję no to muszą. No jakoś pan da radę to połknąć, procedura nie przewiduje żadnego znieczulenia, ale tyle ludzi ma robione to badanie i naprawdę rzadko ktoś naprawdę nie może. No chyba że damy panu coś prywatnie, kosztować będzie 200 złotych. Teść małej emerytury nie ma, stać go na te pieprzone 200 złotych, ale te trzy dni w szpitalu, to podejście do emeryta, którego zamiast pocieszyć że to rutyna, że sprawdzimy i zobaczymy, a potem zadecydujemy, to zamiast tego straszy się go od razu na wstępie że to straszne, BIOPSJA! Biopsja dla starszego człowieka kojarzy się wiadomo z czym. Zresztą, kolejna dygresja, dwa lata temu ten sam teść się przeziębił i kaszlał dwa miesiące. Mówiliśmy mu, gorączki nie masz, dobrze się czujesz, kaszel może trwać długo, nic ci nie jest. Ale lekarz powiedział mu że tak nie może być żeby człowiek kaszlał i zlecił... biopsję płuca. Teść się wkurzył i powiedział że nie da sobie wyrywać kawałka zdrowego płuca i się nie zgodził. Kaszel przeszedł po następnych dwóch tygodniach. Moja koleżanka czuła jakieś duszenie w gardle więc lekarz zlecił biopsję tarczycy, bez badań wstępnych, bez pobierania krwi. No ludzie !!! Nie dała sobie zrobić biopsji i dobrze bo miała po prostu zapalenie strun głosowych.
Kiedy mieszkałam w Polsce myślałam że tak ma być, jedyne na co się nie zgadzałam to antybiotyk dla dziecka na każde kaszlnięcie, ale na szczęście lekarka moich dzieci unikała ich jak ognia. Tak że mimo że chorowały jak wszystkie inne, zdrowiały bez antybiotyków. No chyba że się już naprawdę nie dało raz czy dwa. Teraz mieszkam w Szkocji i nie mogę znieść tego co słyszę o polskiej służbie zdrowia. Bo jak sobie przypomnę mój pobyt w szpitalu i porównam z pobytem tutaj to... ale to osobny temat. Boli mnie to że człowieka w moim starym kraju traktuje się jak krowę do dojenia pieniędzy, bo przecież szpital dostaje pieniądze z kasy chorych na każdego pacjenta którego przetrzyma dłużej i na każdą bez potrzeby zrobioną biopsję też. Nie mówiąc już ile doi się z kieszeni emerytów, których w większości nie stać na luksus znieczulenia, ale co tam, stary człowiek to niech cierpi, co nie? Już mu i tak niedaleko.
Kto czyta uważnie tego bloga wie, że mój mąż miał "wypadek" czyli pęknięcie wrzoda na dwunastnicy. Jak do tego doszło, nie będę się powtarzać, o mojej głupocie też nie. Ma być nie o opisywaniu choroby wrzodowej czy innej a o różnicach między kulturami.
Naprawdę szlag mnie trafia jak widzę wpisy na forach krytykujące brytyjskich lekarzy, jacy to oni niedouczeni (bo podstawowe studia medyczne trwają 5 lat a nie 6), jacy nieokrzesani (bo część z nich ma inny kolor skóry niż biały), jacy ignoranccy (bo nie przepisują antybiotyków na katar). A w szpitalach jaki syf, jakie wstrętne żarcie, jakie półgłowki tam pracują i w ogóle. Najczęściej są to opinie które z żadnym lekarzem w UK nie miały do czynienia. a w szpitalu to najwyżej myją podłogi (stąd ten syf).
Więc przypadek męża był taki - błyskawiczna diagnoza wstępna, stały bezprzewodowy monitoring czynności życiowych, natychmiastowa transfuzja, pełne badanie krwi, gastroskopia czyli pełna diagnoza i leczenie. Gastroskopia w znieczuleniu, bo przecież pacjent nie ma prawa czuć się niekomfortowo. Oprócz kamery przygotowane od razu trzy "działka" endoskopowe: zastrzyk z adrenaliną gdyby było trzeba zasklepić dziurę, laser do wycięcia czego trzeba i "łyżeczka" do biopsji czyli pobrania wycinka. Wszystko od razu żeby pacjent się nie stresował. Po wszystkim informacja o stanie pacjenta na bieżąco, przy pacjencie, bo ten nie tylko MA PRAWO, on MUSI WIEDZIEĆ co się z nim dzieje.
I tu pierwsza dygresja. Mąż miał taki sam przypadek w Polsce siedem lat temu. Ale że się nie wykrwawił do końca, dali mu żelazo na odbudowanie krwi i skierowali na gastroskopię za miesiąc. Ale za miesiąc gastroskop się popsuł. Opole, miesto wojewódzkie, z nowoczesnym ośrodkiem szpitalnym, gastroskop się popsuł, badania nie ma. No to jak nie ma to może rentgena mu zrobią. Zrobili. Wyszedł oczywiście wrzód jak byk, ale proszę pana, no niektórzy ludzie tak mają, jest już zaleczony bo się zaleczył sam więc leki już niepotrzebne. Niech pan przyjdzie jak będzie znowu dokuczać. Nie przyszedł. Na szczęście nie musiał. Gdy brytyjski lekarz usłyszał że "się gastroskop pospuł" to... nic nie powiedział bo zbyt dobrze wychowany był.
No i w tym miejscu pozwolę sobie na jeszcze jedną dygresję. Ja też byłam skierowana na gastroskopię, jakieś dwa lata wcześniej niż mąż. Poszłam raz, na głodniaka, jak ktoś miał to wie, ale niestety lekarka miała opóźnienie, a kolejka taka wielka, więc niech pani przyjdzie jutro bo my przesuwamy wszystkich pacjentów na jutro. Przyszłam nazajutrz, na dwudniowym głodzie, wchodzę a tam: przepraszam ale właśnie płyn do dezynfekcji się skończył, no nie mogę pani zrobić naprawdę. Proszę się umówić na kolejny tydzień, płyn ma przyjść za tydzień. Nie poszłam już nigdy.
Teraz, dowiedzieliśmy się właśnie że ojciec mojego męża, człowiek już raczej przed siedemdziesiątką niż po sześćdziesiątce, dostał skierowanie na gastroskopię. Ale muszą go zostawić w szpitalu na trzy dni, bo wie pan, prawdopodobnie trzeba będzie zrobić biopsję no to muszą. No jakoś pan da radę to połknąć, procedura nie przewiduje żadnego znieczulenia, ale tyle ludzi ma robione to badanie i naprawdę rzadko ktoś naprawdę nie może. No chyba że damy panu coś prywatnie, kosztować będzie 200 złotych. Teść małej emerytury nie ma, stać go na te pieprzone 200 złotych, ale te trzy dni w szpitalu, to podejście do emeryta, którego zamiast pocieszyć że to rutyna, że sprawdzimy i zobaczymy, a potem zadecydujemy, to zamiast tego straszy się go od razu na wstępie że to straszne, BIOPSJA! Biopsja dla starszego człowieka kojarzy się wiadomo z czym. Zresztą, kolejna dygresja, dwa lata temu ten sam teść się przeziębił i kaszlał dwa miesiące. Mówiliśmy mu, gorączki nie masz, dobrze się czujesz, kaszel może trwać długo, nic ci nie jest. Ale lekarz powiedział mu że tak nie może być żeby człowiek kaszlał i zlecił... biopsję płuca. Teść się wkurzył i powiedział że nie da sobie wyrywać kawałka zdrowego płuca i się nie zgodził. Kaszel przeszedł po następnych dwóch tygodniach. Moja koleżanka czuła jakieś duszenie w gardle więc lekarz zlecił biopsję tarczycy, bez badań wstępnych, bez pobierania krwi. No ludzie !!! Nie dała sobie zrobić biopsji i dobrze bo miała po prostu zapalenie strun głosowych.
Kiedy mieszkałam w Polsce myślałam że tak ma być, jedyne na co się nie zgadzałam to antybiotyk dla dziecka na każde kaszlnięcie, ale na szczęście lekarka moich dzieci unikała ich jak ognia. Tak że mimo że chorowały jak wszystkie inne, zdrowiały bez antybiotyków. No chyba że się już naprawdę nie dało raz czy dwa. Teraz mieszkam w Szkocji i nie mogę znieść tego co słyszę o polskiej służbie zdrowia. Bo jak sobie przypomnę mój pobyt w szpitalu i porównam z pobytem tutaj to... ale to osobny temat. Boli mnie to że człowieka w moim starym kraju traktuje się jak krowę do dojenia pieniędzy, bo przecież szpital dostaje pieniądze z kasy chorych na każdego pacjenta którego przetrzyma dłużej i na każdą bez potrzeby zrobioną biopsję też. Nie mówiąc już ile doi się z kieszeni emerytów, których w większości nie stać na luksus znieczulenia, ale co tam, stary człowiek to niech cierpi, co nie? Już mu i tak niedaleko.
Subskrybuj:
Posty (Atom)