piątek, 24 lutego 2012

Piątkowy dylemat

Normalnie mi odbiło! Zamówiłam sobie bransoletkę Shamballa na Groupon, nie bransoletkę - TRZY bransoletki. Bo cena była fantastyczna.

Do wyboru są takie:





 




Mam wybrać trzy z nich. Tylko trzy :-((
I jak tu wybrać skoro wszystkie są takie piękne?????

środa, 22 lutego 2012

Luksus znieczulenia

No to o lekarzach dziś będzie i badaniach, a niech tam. Poczytałam parę artykułów w internecie i mnie "natchło".
Kto czyta uważnie tego bloga wie, że mój mąż miał "wypadek" czyli pęknięcie wrzoda na dwunastnicy. Jak do tego doszło, nie będę się powtarzać, o mojej głupocie też nie. Ma być nie o opisywaniu choroby wrzodowej czy innej a o różnicach między kulturami.
Naprawdę szlag mnie trafia jak widzę wpisy na forach krytykujące brytyjskich lekarzy, jacy to oni niedouczeni (bo podstawowe studia medyczne trwają 5 lat a nie 6), jacy nieokrzesani (bo część z nich ma inny kolor skóry niż biały), jacy ignoranccy (bo nie przepisują antybiotyków na katar). A w szpitalach jaki syf, jakie wstrętne żarcie, jakie półgłowki tam pracują i w ogóle. Najczęściej są to opinie które z żadnym lekarzem w UK nie miały do czynienia. a w szpitalu to najwyżej myją podłogi (stąd ten syf).
Więc przypadek męża był taki - błyskawiczna diagnoza wstępna, stały bezprzewodowy monitoring czynności życiowych, natychmiastowa transfuzja, pełne badanie krwi, gastroskopia czyli pełna diagnoza i leczenie. Gastroskopia w znieczuleniu, bo przecież pacjent nie ma prawa czuć się niekomfortowo. Oprócz kamery przygotowane od razu trzy "działka" endoskopowe: zastrzyk z adrenaliną gdyby było trzeba zasklepić dziurę,  laser do wycięcia czego trzeba i "łyżeczka" do biopsji czyli pobrania wycinka. Wszystko od razu żeby pacjent się nie stresował. Po wszystkim informacja o stanie pacjenta na bieżąco, przy pacjencie, bo ten nie tylko MA PRAWO, on MUSI WIEDZIEĆ co się z nim dzieje.
I tu pierwsza dygresja. Mąż miał taki sam przypadek w Polsce siedem lat temu. Ale że się nie wykrwawił do końca, dali mu żelazo na odbudowanie krwi i skierowali na gastroskopię za miesiąc. Ale za miesiąc gastroskop się popsuł. Opole, miesto wojewódzkie, z nowoczesnym ośrodkiem szpitalnym, gastroskop się popsuł, badania nie ma. No to jak nie ma to może rentgena mu zrobią. Zrobili. Wyszedł oczywiście wrzód jak byk, ale proszę pana, no niektórzy ludzie tak mają, jest już zaleczony bo się zaleczył sam więc leki już niepotrzebne. Niech pan przyjdzie jak będzie znowu dokuczać. Nie przyszedł. Na szczęście nie musiał. Gdy brytyjski lekarz usłyszał że "się gastroskop pospuł" to... nic nie powiedział bo zbyt dobrze wychowany był.
No i w tym miejscu pozwolę sobie na jeszcze jedną dygresję. Ja też byłam skierowana na gastroskopię, jakieś dwa lata wcześniej niż mąż. Poszłam raz, na głodniaka, jak ktoś miał to wie, ale niestety lekarka miała opóźnienie, a kolejka taka wielka, więc niech pani przyjdzie jutro bo my przesuwamy wszystkich pacjentów na jutro. Przyszłam nazajutrz, na dwudniowym głodzie, wchodzę a tam: przepraszam ale właśnie płyn do dezynfekcji się skończył, no nie mogę pani zrobić naprawdę. Proszę się umówić na kolejny tydzień, płyn ma przyjść za tydzień. Nie poszłam już nigdy.
Teraz, dowiedzieliśmy się właśnie że ojciec mojego męża, człowiek już raczej przed siedemdziesiątką niż po sześćdziesiątce, dostał skierowanie na gastroskopię. Ale muszą go zostawić w szpitalu na trzy dni, bo wie pan, prawdopodobnie trzeba będzie zrobić biopsję no to muszą. No jakoś pan da radę to połknąć, procedura nie przewiduje żadnego znieczulenia, ale tyle ludzi ma robione to badanie i naprawdę rzadko ktoś naprawdę nie może. No chyba że damy panu coś prywatnie, kosztować będzie 200 złotych. Teść małej emerytury nie ma, stać go na te pieprzone 200 złotych, ale te trzy dni w szpitalu, to podejście do emeryta, którego zamiast pocieszyć że to rutyna, że sprawdzimy i zobaczymy, a potem zadecydujemy, to zamiast tego straszy się go od razu na wstępie że to straszne, BIOPSJA! Biopsja dla starszego człowieka kojarzy się wiadomo z czym. Zresztą, kolejna dygresja, dwa lata temu ten sam teść się przeziębił i kaszlał dwa miesiące. Mówiliśmy mu, gorączki nie masz, dobrze się czujesz, kaszel może trwać długo, nic ci nie jest. Ale lekarz powiedział mu że tak nie może być żeby człowiek kaszlał i zlecił... biopsję płuca. Teść się wkurzył i powiedział że nie da sobie wyrywać kawałka zdrowego płuca i się nie zgodził. Kaszel przeszedł po następnych dwóch tygodniach. Moja koleżanka czuła jakieś duszenie w gardle więc lekarz zlecił biopsję tarczycy, bez badań wstępnych, bez pobierania krwi. No ludzie !!! Nie dała sobie zrobić biopsji i dobrze bo miała po prostu zapalenie strun głosowych.
Kiedy mieszkałam w Polsce myślałam że tak ma być, jedyne na co się nie zgadzałam to antybiotyk dla dziecka na każde kaszlnięcie, ale na szczęście lekarka moich dzieci unikała ich jak ognia. Tak że mimo że chorowały jak wszystkie inne, zdrowiały bez antybiotyków. No chyba że się już naprawdę nie dało raz czy dwa. Teraz mieszkam w Szkocji i nie mogę znieść tego co słyszę o polskiej służbie zdrowia. Bo jak sobie przypomnę mój pobyt w szpitalu i porównam z pobytem tutaj to... ale to osobny temat. Boli mnie to że człowieka w moim starym kraju traktuje się jak krowę do dojenia pieniędzy, bo przecież szpital dostaje pieniądze z kasy chorych na każdego pacjenta którego przetrzyma dłużej i na każdą bez potrzeby zrobioną biopsję też. Nie mówiąc już ile doi się z kieszeni emerytów, których w większości nie stać na luksus znieczulenia, ale co tam, stary człowiek to niech cierpi, co nie? Już mu i tak niedaleko.

wtorek, 21 lutego 2012

Noc z kotem

Długo nie możesz zasnąć, bo martwisz się co przyniesie jutrzejszy dzień, a poza tym tyle jest do zrobienia i kiedy ty to zdołasz ogarnąć, i takie tam troski życia codziennego. Około północy film ci się w końcu urywa i zapadasz w błogi sen. Nagle słyszysz: klik, klik, łup łup, miauu, miaaaauuuu, miau!
Otwierasz oko, patrzysz, pierwsza trzydzieści. Dociera do ciebie powoli że klik klik to stukanie klapką, przez którą kot nie chciał wcale wyjść, łup łup to otwarcie z rozmachem drzwi do sypialni aż walnęły o szafkę przy łóżku, a miauu, miau to wiadomo co. Ale nie masz się co za zdługo zastanawiać bo nad głową ci już wisi ciepły oddech i zimny nos, i słyszysz głośne mrrrrrrr wrrrrrrrr mrrrrrr wrrrrrrr.....
Ok, jeden głask i spadaj kocie, jest noc. No dobra, ale skoro już mnie obudziłeś to pójdę do łazienki. Poruszasz się cichutko na palcach , żeby nie pobudzić domowników, a obok ciebie stukają małe łapki: puk puk puk puk. W łazience robisz swoje przy okazji czyszcząc sobie nogi o gładką sierść, wracasz, łapki koło ciebie. Nie, nie do sypialni, do miski, do jedzenia! Ale masz jeszcze w misce, kocie, zjedz to co masz jak jesteś głodny, pora karmienia jest rano. Wychodzisz więc z kuchni, przymykasz drzwi do sypialni, kładziesz się... Błogi spokój, zasypiasz.
Łup, łup, miauu, miaaaauuu, nawet już nie otwierasz oka. Coś przełazi ci po nodze, siada w zagłębieniu między jedną a drugą stopą. Czujesz lekkie trzęsienie ziemi, energiczne postukiwania, kot waży tylko cztery i pół kilo ale jak się myje to materac podskakuje rytmicznie i znowu ci spanie uciekło. I tak przez pięć, dziesięć minut, nie mógł sobie kotwór znależć lepszego miejsca na mycie tylko akurat moje łóżko!
No dobra, w końcu spokój, ciężar zmienił kształt, jest cicho, czujesz tylko leciutki ciężar na swojej lewej nodze. Ufff, śpi.
Nagle bum bum, trzask prask, cholera jasna, co się dzieje, a, to tylko kot wyszedł na podwórko, przecież już piąta. Z nadzieją że jeszcze aż półtorej godziny snu ci zostało, udajesz się do krainy marzeń, gdy wtem znienacka klik, kklik, trzask prask i dwie pary moktrych łapek wędrują na twojej pościeli. Wiesz że są mokre bo przecież musi po tobie przejść żeby udać się na stronę gdzie śpi twój mąż, no musi, nie może sobie po prostu okrążyć łóżka, musi po tobie! Tym razem czujesz ogon przy swojej twarzy bo druga strona czai się przy twojej drugiej połówce. Mrrrrr wrrrrr, mrrrrr wrrrrr, głask głask, spadaj kocie. No to kot spadł. Oczywiście po mnie.
Już szósta, jeszcze aż pół godziny. No to do spania, szybko, szybko. Pi pi pi pi, pipipipi, no niech to, wpół do siódmej, trzeba wstawać. Witają cię radosne oczy i głośne mrrrrrr wrrrrrr, no a jakże, przecież pora karmienia. Z podniesionym ogonkiem, łepkiem zadartym do góry, cały szczęśliwy maszeruje przyklejony do twojej nogi, cierpliwie czekając aż podniesiesz miseczkę, wymyjesz, wytrzesz, nałożysz pysznej śmierdzącej rybki z saszetki, wymieszasz łyżeczką i położysz na kocim "stole" w rogu kuchni. Rozlega się głośne mlask mlask, ciamk ciamk, chlip chlip, o tak, zawody w mlaskaniu to ty byś na pewno wygrał, kocie.