piątek, 5 maja 2017

Humor na piątek

Robota robotą, a piątek jest tylko raz w tygodniu. No to zapraszam na cotygodniową dawkę humoru :-)

*****
Trzech facetów siedzi w barze i opowiada o tym, co kupili swoim żonom na urodziny.
Pierwszy z nich mówi:
- Ja kupiłem swojej zonie coś, co idzie od 0 do 100 w niecałe 6 sekund.
Pozostali pytają - co to?
- Ach, wiecie, białe Porsche, tak pięknie pasuje do jej blond włosów.
- Za to ja kupiłem swojej żonie coś, co od 0 do 100 potrzebuje zaledwie 4 sekundy - mówi drugi - kupiłem jej Ferrari! Czerwone! Bo tak jej pięknie z jej rudymi, rozwianymi włosami.
Na to trzeci:
- A ja kupiłem żonie coś, co do setki potrzebuje krócej niż sekundę.
- Przesadzasz. Nie ma tak szybkiego samochodu.
- Ale ja nie kupiłem jej samochodu... kupiłem wagę.


*****
Rozmowa dwóch kumpli:
- Słuchaj, jak się nazywa zupa z wielu kur?
- Nie mam pojęcia.
- Rosół Z KUR WIELU.
- Dobre, muszę to opowiedzieć mojemu szefowi.
Drugi dzień w pracy:
- Szefie, a wie szef jak się nazywa zupa z wielu kur?
- Nie wiem.
- Rosół, ty ch*ju!


*****
Żona do męża:
- Nie rozumiem, jak można było się tak uchlać?!
- To była samoobrona!
- Co?!
- Jak przechodziłem obok knajpy, dopadło mnie pragnienie!


 *****
Chłopiec wyznaje na pierwszej spowiedzi przed przystąpieniem do Komunii:
- Pożądałem żony bliźniego swego.
Kapłanowi aż głos odebrało z wrażenia:
- W tym wieku?!
- Tak, bo robi lepsze naleśniki, niż mama.


*****
Żona do męża:
- Gdzie byłeś?
- Z dzieciakami w zoo.
- Widzieliście coś fajnego?
- Tak, lwa. Podszedł do kraty i zrobił głośno "pfffff!"
- Co ty bredzisz? Lwy robią "roooaaaar"!
- Ale ten podszedł tyłem.


*****
Sądzony jest gość podejrzany o morderstwo. Są poszlaki, ale nie ma trupa. Adwokat rozpoczyna przemowę:
- Szanowni przysięgli! Mam dla was niespodziankę - w ciągu jednej minuty drzwi do tej sali przekroczy człowiek, którego uważa się za zamordowanego przez mojego klienta.
I popatrzył na drzwi. Przysięgli, zdziwieni, także się wpatrywali. Minęła minuta i druga, ale nic się nie stało. W końcu adwokat mówi:
- Istotnie, nie byłem szczery. Ale patrzyliście z oczekiwaniem na drzwi. To oznacza, że macie wątpliwości co do winy mojego klienta. Dlatego wnioskuję o rozstrzygnięcie tych wątpliwości na jego korzyść, czyli o uniewinnienie.
Przysięgli udali się na naradę. Po jakimś czasie wracają i ogłaszają werdykt - winny!
Zaskoczony adwokat pyta:
- Ale dlaczego? Przecież wszyscy widzieliśmy, jak wpatrywaliście się w drzwi!
Przewodniczący rady odpowiedział:
- Myśmy się wpatrywali, ale pański klient nie.



I na koniec coś o mnie :-)))


*****
- Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- Zakochałeś się?
- Wyspałem.


Wesołego weekendu!

czwartek, 4 maja 2017

No i stało się

Ostatnia noc była pierwsza spędzona w nowym domu. Powiem szczerze, że rano byłam zachwycona. Ale zanim do tego doszło, to od piątku pracowałam fizycznie tak intensywnie, że pójście dzisiaj do pracy odebrałam jako nagrodę i możliwość odpoczynku.
Już dokładnie nie pamiętam co i kiedy było, w każdym razie pierwsze odczucia po odebraniu kluczy w piątek były bardzo ambiwalentne. Obejrzeliśmy wszystko dokładnie, trochę pozmienialiśmy plany co do zagospodarowania pomieszczeń, potem jeszcze raz dokładnie wszystko obejrzeliśmy. W sobotę pojechaliśmy na zakupy. Trochę nam zeszło, jak to na zakupach, a kupowaliśmy tylko farby i parę rzeczy do malowania. No ale pooglądaliśmy sobie różne propozycje wystoju wnętrz, zaczerpnęliśmy trochę inspiracji i w ogóle zorientowaliśy się w przemyśle wystroju wnętrz. Poprzewoziliśmy trochę pudeł i tyle. Planowane na piątek zaklejanie dziur w ścianach musiałam odłożyć do niedzieli, bo najpierw trzeba było ze ścian powyciągać gwoździe i śruby. A śruby to oni mieli! Dwumetrowe! Myślałam, że mi ręce poodpadają z tego wykręcania, ale chciałam zrobić to jak najszybciej, a co cztery ręce to nie dwie. W niedzielę więc pozaklejałam dziury w ścianach, a potem to naprawdę nie wiem co i kiedy. Ja pomalowałam sufit w salonie i zawoskowałam całą podłogę na dole, żeby było gotowe przed przyjazdem mebli, a Chłop woził i układał spakowane pudła, a także pakował swój dobytek.
W poniedziałek przewieźliśmy meble i wszystko, co się dało przewieźć. Vanem obracaliśmy trzy razy, na szczęście mieliśmy pomoc w postaci mojego syna, który nie omieszkał upuścić drogocennej kolumny z kina domowego, czym spowodował ułamanie dwóch śrubek, które potem skleiłam i na razie się trzyma, tak że życia nie stracił, a mógł bo wkurzyłam się trochę. No ale to szczegół, bo wszystko poszło zgodnie z planem, a jego pomoc była naprawdę nieoceniona. Poza tym, synowi bardzo spodobał się dom. Nawet kolor na ścianach holu - według niego wchodzi się na górę jak do nieba. Spojrzałam i rzeczywiście, kolor dokładnie taki sam jak niebo widziane przez okienko. Ale nieba nie będzie, bo przewidziana jest zmiana.
A potem to już nie wiem. W każdym razie, pomalowałam i przygotowałam naszą sypialnię, pomalowałam i przygotowałam kuchnię i spiżarnię, wypucowałam urządzenia kuchenne, a takiego u*ebanego (przepraszam za wyrażenie, ale nie ma w języku polskim odpowiednika, który by się bardziej nadawał) piekarnika, jak tam był, to jak żyję nie widziałam i pewnie jużnie zobaczę i Wy pewnie też nie. No ale przy pomocy środków chemicznych i różnych technik ścieralniczych doprowadziłam do tego, że piekarnik wygląda jak nowy. Z czego jestem dumna niesłychanie. Szafki kuchenne jeszcze nie zostały zatwierdzone przeze mnie do użytku, zanim pozwolę na umieszczenie tam naszych rzeczy, zostaną wydezynfekowane i potraktowane myjką parową, bo to nigdy nic nie wiadomo.
Nie zrozumcie mnie źle, oprócz piekarnika dom nie był jakiś zasyfiony, normalnie jakby ktoś chciał to mógłby się sprowadzić z marszu, student na przykłąd to by się jeszcze cieszył, że tak czysto. Ale mnie denerwują takie na przykład detale jak usyfione w środku ramy okienne, poplamione listwy przypodłogowe czy brud pod spodem kranu (czyli tam gdzie nikt nie widzi). Ale sprzęt mam to sobie spokojnie cały dom powoli doprowadzę do zgodności z moimi standardami.
Wtorek wieczorem po kolacji skręciliśmy nowe łóżko, na które położyliśmy nowy materac i łomatko, jaki komfort! Materac jest po prostu boski. Osobiście długo nie wybierałam, bo jak tylko go zobaczyłam to wiedziałam, że chcę go mieć, ale musiałam Chłopa przekonać (szczególnie do ceny, choć Tempur to nie jest). A teraz mi jest wdzięczny, bo komfort spania i nie tylko, jest naprawdę niesamowity. Jeszcze czekam na moje świeżutko zamówione poduszeczki i kołderkę z pierza gęsiego i już będzie komplet. Na razie spaliśmy pod starą.
No i słowo o kotach.
One chyba wiedziały. We wtorek były jakieś nieswoje, no ale zrozumiałe, bo przecież mebli już prawie nie było, zostało tylko łóżko i kanapa. Miały co prawda trochę pudełek, różnych kocyków i innych miękkich szmat porozrzucanych na podłodze, ale to nie było to. W środę nawet za bardzo nie protestowały, jak je upychałam do transporterków. W drodze wcale nie płakały. W nowym domu dostały swój pokój, z łóżkiem i całym sprzętem, to znaczy z drapakami miskami do jedzenia i fontanną do picia, mają łazienkę z kuwetą tylko dla siebie, żyć nie umierać. Natychmiast zaczęły zwiedzać, nawet mi po kolei zwiały do ogrodu, ale złapałam i zaniosłam z powrotem. Wychodzenia jeszcze nie będzie. W ciągu dnia zwiedzały, za każdym razem wynajdując coś ciekawego. Są bardzo nieufne jeszcze i niespokojne, ale nie tak bardzo jak były w domu Chłopa. Jak do tej pory nie odkryły jeszcze drugiego piętra, to znaczy patrzą na górę ale nie wchodzą. Śmieszne to, jakby miały zakodowaną granicę, że świat składa się z jednego piętra, a powyżej jest już samo zuo. W każdym razie nam w to graj, bo sypialnię mamy na samej górze. Trzeba tylko uważać z otwieraniem drzwi do ogrodu, ale znaleźliśmy proste rozwiązanie - zamykać drzwi do kuchni. Tak że na razie koty sobie trochę zwiedzają i trochę śpią. Wczoraj na zmianę spały jedno na łóżku pod kocami, drugie w kocim domku, a potem drugie w kocim domku a jedno na łóżku pod kocami. Dzisiaj rano pierwszy sukces, bo Tiggy leżał NA kocu zamiast POD. Czyli jest spokojniejszy.


Dzisiaj ma być zamontowana kocia klapka. Mam nadzieję, że się udało i że tam będzie jak wrócę do domu. Zawsze to już mniej stresu. Bo że koty zaadoptują się znacznie wcześniej niż u Chłopa, to ja nie mam żadnych wątpliwości.

I to by było tyle nowości. Najważniejsze, że po dwóch dniach uczuć mieszanych oboje zdecydowaliśmy, że kochamy ten dom. Choć tyle jeszcze w niego pracy włożyć trzeba, szczególnie w ogród. Ale damy radę. Kiedyś tu będzie ładnie :-)




piątek, 28 kwietnia 2017

Humor na piątek

Miało być w innym klimacie,  ale będzie na początek o terrorystach. Zapraszam :-)


*****
W barze siedzi czterech policjantów: Niemiec, Francuz, Anglik i Polak. Pierwszy przechwałki zaczyna Anglik:
- My w królestwie po ostatnich zamachach usprawniliśmy system monitoringu. Teraz mamy kamery na każdym budynku, na każdym rogu. Jak terrorysta zacznie strzelać - policja natychmiast zareaguje. Natychmiast!
Na to Francuz:
- My powołujemy już pod broń dodatkowe 50 tysięcy żołnierzy i policjantów i postawimy ich na każdym rogu w pobliżu wolnych miejsc. Nie będą musieli dojeżdżać, będą na miejscu i od razu ich zastrzelą!
Na to Niemiec:
- Ech, biedaki... Nas stać na to, żeby kupić całą armię dronów z kamerami monitoringu i jeszcze powołać 100 tysięcy mundurowych.
Po chwili ciszy wszyscy patrzą z wyczekiwaniem na Polaka. Ten dopił piwo, otarł wąsy i ze spokojem mówi:
- A my nie mamy terrorystów.


*****
Z pamiętnika terroryrty. Porwanie samolotu w Moskwie
Poniedziałek: Porwaliśmy samolot na lotnisku w Moskwie, pasażerowie jako zakładnicy. Żądamy miliona dolarów i lotu do Meksyku.
Wtorek: Czekamy na reakcję władz. Napiliśmy się z pilotami. Pasażerowie wyciągnęli zapasy. Napiliśmy się z pasażerami. Piloci napili się z pasażerami.
Środa: Przyjechał mediator. Przywiózł wódkę. Napiliśmy się z mediatorem, pilotami i pasażerami. Mediator prosił, żebyśmy wypuścili połowę pasażerów. Wypuściliśmy, a co tam.
Czwartek: Pasażerowie wrócili z zapasami wódki. Balanga do rana. Wypuściliśmy drugą połowę pasażerów i pilotów.
Piątek: Druga połowa pasażerów i piloci wrócili z gorzałą. Przyprowadzili masę znajomych. Impreza do rana.
Sobota: Do samolotu wpadł specnaz. Z wódką. Balanga do poniedziałku.
Poniedziałek: Do samolotu pakują się coraz to nowi ludzie z gorzałą. Jest milicja, są desantowcy, strażacy, nawet jacyś marynarze.
Wtorek: Nie mamy sił. Chcemy się poddać i uwolnić samolot. Specnaz się nie zgadza. Do pilotów przyleciała na imprezę rodzina z Władywostoku. Z wódką.
Środa: Pertraktujemy. Pasażerowie zgadzają się nas wypuścić, jeśli załatwimy wódkę.


*****
Terrorysta przychodzi do fryzjera.
- Co się panu stało w ucho? - pyta fryzjer.
- Źle podłączyłem przewody, bomba wybuchła i urwała mi kawałek ucha.
- Proszę się nie martwić. To drugie zaraz ładnie dotniemy i wyrównamy.


*****
Afganistan. Góry. Mały oddział żołnierzy radzieckich został okrążony przez miejscowych partyzantów. Dowódca zarządza:
- Musimy zostawić kogoś, kto będzie pozostałych osłaniał. W ten sposób mamy szansę dotrzeć do swoich. Temu, kto się zgłosi na ochotnika, zostawimy hełm, trzy granaty i automat. Jeżeli trzeba będzie, wyprawimy potem uroczysty pogrzeb, damy pośmiertnie odznaczenia bojowe. Ktoś na ochotnika?
Zgłasza się Gruzin:
- Zostanę, ale pod warunkiem, że nie zostawicie mi jednego hełmu i trzech granatów, a trzy hełmy i jeden granat.
Zgodzili się, zostawili Gruzina z trzema hełmami i jednym granatem i odpełzli niepostrzeżenie ku swoim. Minęła godzina, a nie usłyszeli żadnego wystrzału ani żadnego wybuchu. Zdziwieni wrócili z powrotem, patrzą: siedzi Gruzin, wokół niego pełno broni, mundurów, suchego prowiantu.
Opodal siedzą na wpół goli partyzanci, a Gruzin, mieszając hełmami, krzyczy:
- Prawo, lewo, góra, dół. Kto powie, gdzie jest granat?


*****
W radzieckiej bazie rakietowej przy desce kontrolnej śpi sobie generał. Do pomieszczenia wchodzi sprzątaczka. Zaczyna wykonywać swoje obowiązki, krząta się, nikomu nie przeszkadza. Nagle, potyka się i upada na deskę. Generał zrywa się jak oparzony, patrzy na kontrolki, potem na sprzątaczkę, znowu na kontrolki i krzyczy:
- PASZŁA W PIZDU!
- A-a-ale panie generale, ja bardzo przepraszam, ale muszę skończyć sprzątać...
- Nie ty, głupia, Australia!



No i na koniec - bo nie mogłam się powstrzymać :-)


*****
Dziś rano Asia uznała, że musi zjeść pączka.
Wychodząc z domu zobaczyła, że ma idealnie uczesane włosy, idealnie pomalowane usta i idealnie wymodelowane pośladki.
Idąc już do sklepu zauważyła reklamę ''Cztery pączki w cenie trzech!'' Asia widząc to nie pragnęła już jednego pączka, ale czterech.
Weszła więc do Biedry, zafalowała idealnie uczesanymi włosami, wydęła idealnie pomalowane usta i potrzęsła idealnie wymodelowanym tyłkiem. Podeszła do kasjera i pyta:
- Czy to tu ta promocja pączków 4 w cenie 3?
- Nie - odpowiada facet - To nie tutaj.
Asia wyszła i od razu pobiegła do Żabki.
Weszła, falując idealnie uczesanymi włosami, wydymając idealnie pomalowane usta i potrząsając idealnie wymodelowanym tyłkiem. Podeszła do Pepe i rzecze:
- Czy to tutaj jest ta promocja pączków 4 w cenie 3?
- Nie - odpowiedział Pepe - To nie tutaj.
Asia, troszkę zdegustowana, poszła do Eka. Wchodzi, falując idealnie uczesanymi włosami, wydymając idealnie pomalowane usta i potrząsając idealnie wymodelowanymi pośladkami i mówi:
- Czy to tutaj jest ta promocja pączków 4 w cenie 3?
- Nie - odpowiada kasjerka - To nie tutaj.
Asia wyszła, nie na żarty wściekła, ale wciąż żądna pączków.
Była w drugiej Biedrze, dwóch spożywczych, trzeciej Żabce, bo druga miała remont.
W końcu Asia wku*wiona idzie i patrzy, czy nie ominęła żadnego sklepu. Patrzy na górę - schronisko! Asia pojechała tam rowerem, ale przy końcu usiała sama się wspiąć.
Podczas tego Asia nie rozczochrała swoich idealnie wymodelowanych włosów, nie rozmazała swoich idealnie pomalowanych ust i nie zgniotła swoich idealnie wymodelowanych pośladów. Wchodzi, falując idealnie uczesanymi włosami, wydymając idealnie pomalowane usta i potrząsając idealnie wymodelowanym tyłkiem i mówi:
- Dzień dobry. Czy to tu jest ta promocja pączków 4 w cenie 3?
- Tak - odpowiada facet - To tu.
- To poproszę dwa.


Wesołego dłuuuuugiego wekendu! 
(jak dla kogo...)