W sobotę byliśmy oglądać dom. Niby ok, niby wszystko ma co chcieliśmy, wolnostojący, z garażem, z ogrodem wychodzącym na południe bez sąsiada za płotem za to z widokiem, cztery sypialnie, dwie łazienki na górze i ubikacja na dole. Trzyletni.
Od razu uprzedzam że bardzo sceptycznie jestem w tej chwili nastawiona do każdego domu i bardzo krytycznie podchodzę do najmniejszej nawet wady czy braku określonej zalety. No cóż, widać że TEN dom, choć nie idealny (bo bez widoków, z sąsiadem za płotem i z ogrodem na zachód), odcisnął swoje piętno. Więc ten dom, który widzieliśy w sobotę, wydawał się mieć wszystko czego chcemy. Nawet widok. Ale.
- Salon niewielki, ze schodami. W zasadzie by mi to nie przeszkadzało, gdyby pomieszczenie było dwa razy większe. A tak ma się wrażenie że jest się po prostu w holu, do którego powstawiano meble. Bardzo nieustawnym holu zresztą, z miejscem na jedynie podwójną sofę, może jakiś fotel, ale miejsca na telewizor nie ma. Można wstawić w kąciku mały telewizor i to wszystko. Poza tym, salon jest holem przejściowym do kuchni i do tylnego wejścia, więc miałoby się w nim wrażenie ciągłego ruchu, co niesie zakłócenia.
- Cztery sypialnie. W zasadzie dwie. Do jednej można od biedy wstawić łóżko, stoi tam bowiem dziecięce łóżeczko ze szczebelkami, ale nic poza dziecięcymi mebelkami się tam nie zmieści. Jeden pokoik to nawet nie sypialnia, nie da się wstawić łóżka. Mógłby być gabinet. Mogłabym od biedy się w tym wszystkim pomieścić. Kłopot z tym że nie ma wbudowanych szaf, które się zazwyczaj w takich domach spotyka. I nie kłopot z ich wstawieniem, nie. Nawet miejsce się od biedy by zorganizowało. Kłopot w tym, że... (o tym na końcu)
- Tanie plastikowe okna. Tanie drzwi. Nie znosze tanich plastikowych okien. Tu mogłabym je przełknąć, gdyby nie... (o tym na końcu)
- Ogród wychodzący na południe. Nawet fajny, chyba nawet większy niz w TYM domu. Agent zaznaczył od razu że jest dysputa na ten temat. Dlaczego? Otóż jak wybudowano osiedle, jeden z właścicieli przedłużył sobie ogród o dwa metry, przesuwając płot na "ziemię niczyją". Dołączyli do niego dziarsko inni właściciele i teraz wszystkie domy mają przebudowane ogrodzenia w jednej linii. Na dodatkowych dwóch metrach, które nie należą do nich zgodnie z aktem własności. Ok, niewielka to przeszkoda, ale jednak. Gdyby nie... (na końcu)
- Widok. Jest na południe. Super. Tylko że jedną trzecią tego widoku zasłania wielka tablica ustawiona tuż za płotem. Tablica nie będzie raczej nigdy usunięta, nie jest ona bowiem reklamą, a mieści się na niej nazwa miejscowości, a mieści się bo stoi na terenie, którego właścicielem jest kolej państwowa, której własnością są też również tory kolejowe bardzo uczęszczanej linii w kierunku Londynu, z pociągami co dziesięć minut. Dwadzieścia metrów od domu. W dali widok na drogę szybkiego ruchu. Którą słychac nawet przy zamkniętych oknach (mówiłam, tanie plastiki).
Nie zaporowa, wcale nie, mieszcząca się w dolnych granicach naszego budżetu. Ale, zrobiwszy rozeznanie na temat, odkryłam, że państwo zapłacili za ten dom trzy lata temu cenę o dwadzieścia pięć procent niższą niż teraz oczekiwali. Nie włożyli w dom zupełnie nic, poza paroma plamami na ścianach i na suficie w łazience. Nic nic nie zostało usprawnione czy dodane do wartości. Przepraszam, ale rozeznanie rynku już jakie takie mam, sama w końcu dom sprzedawałam, oglądałam już tych domów ze dwadzieścia, starych i nowych i wiem jak kształtują się ceny sprzedaży w stosunku do ceny pierwotnego zakupu, przynajmniej od momentu krachu w 2008 roku. Ten dom to już kompletna przesada. Dwadzieścia pięć procent w ciągu trzech lat, przy średniej cenie nieruchomości rosnącej mniej więcej półtora procenta rocznie w dzisiejszych czasach, to znacznie za dużo. Napisałam to do agencji, kiedy poprosili o moją opinię. Pewnie się obrazili, bo nawet nie podziękowali.
Szukamy dalej.