piątek, 20 stycznia 2017

Humor na piątek

Dzisiaj różne dowcipy, na pożeganie tego niezwykle durnego tygodnia. Zapraszam.


*****
Dyskoteka, przy wejściu gościa zatrzymuje bramkarz i pyta:
- Jakieś narkotyki?
- Nie.
- Pistolet, taser, kastet?
- Skąd!
- Nóż, maczeta?
- Oczywiście, że nie!
Bramkarz wzdycha, bierze pustą, szklaną butelkę, rozbija ją o ścianę tak, że pól butelki z ostrymi krawędziami zostało i podaje ją gościowi mówiąc:
- To masz chociaż to.


*****
Młodzieniec pyta starszego wiekiem, bogatego dżentelmena o to, jak ten dorobił się fortuny.
Starszy człowiek pogładził palcem drogą, wełnianą kamizelkę i rzekł:
- Cóż, synu, to był rok 1932, apogeum Wielkiego Kryzysu. Zostało mi ostatnie pięć centów. Zainwestowałem te pięć centów w jabłko. Cały dzień spędziłem na polerowaniu tego jabłka, a pod koniec dnia sprzedałem je za 10 centów. Następnego ranka zainwestowałem te 10 centów w dwa jabłka, które następnie cały dzień polerowałem, żeby o 17:00 sprzedać je za 20 centów. W ten sposób przepracowałem okrągły miesiąc, pod koniec którego zebrałem fortunę w wysokości 9,80 USD. Potem zmarł mój teść i zostawił nam dwa miliony dolarów.


*****
Mąż wyjmuje z domowego barku wszystkie spirytualia i starannie układa je w dużej, sportowej torbie. Zauważa to żona i pyta:
- Po co ci tyle tego? Przecież jedziemy tylko na dwa dni na daczę!
- Lusia, to nie my jedziemy na dwa dni na daczę. To nasz syn zostaje na dwa dni sam w domu.


*****
Dwóch prawników weszło do baru. Zamówili po drinku, po czym wyciągają z teczek po kanapce i zaczynają jeść. Natychmiast pojawia się przed nimi właściciel baru.
- Panowie, bez przesady, nie możecie tu jeść swoich kanapek.
Prawnicy wzruszyli ramionami i zamienili się kanapkami.


*****
W pewnym mieście powstał sklep, w którym każda kobieta mogła sobie kupić męża.
Miał sześć pięter, a jakość facetów rosła wraz z każdym piętrem. Był tylko jeden haczyk: jak już kobieta weszła na wyższe piętro, nie mogła zejść niżej, chyba że prosto do wyjścia bez możliwości powrotu. Wchodzi więc tam pewna babka poważnie zainteresowana kupnem męża.
Na pierwszym piętrze wisi tabliczka:
"Mężczyźni tutaj mają pracę" - To już coś, mój były nawet roboty nie miał - pomyślała kobieta - ale zobaczę, co jest wyżej.
Na drugim piętrze był napis: "Mężczyźni tutaj mają pracę i kochają dzieci" - Miło, ale zobaczymy, co jest wyżej.
Na trzecim piętrze była tabliczka: "Mężczyźni tutaj mają pracę, kochają dzieci i są niesamowicie przystojni" - No, coraz lepiej - pomyślała - ale wyżej, to musi być już zajebiście.
Na czwartym piętrze można było przeczytać: "Mężczyźni tutaj mają pracę, kochają dzieci, są niesamowicie przystojni i pomagają przy pracach domowych" - Słodko, słodko... Ale chyba wejdę piętro wyżej.
Na piątym piętrze stało: "Mężczyźni tutaj mają pracę, kochają dzieci, są niesamowicie przystojni, pomagają przy pracach domowych i są diabelnie dobrzy w łóżku" - No niesamowite, wręcz cudownie - pomyślała kobieta - ale jak tu jest tak wspaniale, to co musi być piętro wyżej!?!
Na szóstym piętrze BARDZO zdziwiona kobieta przeczytała: "Na tym nie ma żadnych facetów. Zostało ono stworzone tylko po to, aby udowodnić, że wam, babom, za cholerę nie można dogodzić..."


*****
- Madzia, chodź gdzieś pójdziemy i coś zjemy.
- Ok, a gdzie?
- Może do restauracji z polskim jadłem?
- Nieeee...
- Na kebaba?
- Wczoraj jadłam.
- Pizza?
- We wtorek? Absolutnie!
- No to do chińczyka.
- Nie lubię kurczaków.
- Owoce morza?
- A fe, śmierdzą...
- Burger?
- No wiesz?! Chcesz, żebym była gruba?!
- To gdzie chcesz iść?
- Hubert, wszystko jedno. Gdzie zaproponujesz, tam pójdziemy.


*****
Rano spóźniona matka w pośpiechu szykuje córkę do przedszkola. Jedną ręką się maluje, drugą nakłada dziecku kombinezon i tak dalej. Biegną na autobus. Matka w pewnym momencie patrzy na dziecko i pyta:
- Córuś, a nie zimno ci w rączki bez rękawiczek?
- Nie, ale w nóżki bez bucików tak.



Udanego weekendu!


środa, 18 stycznia 2017

Dziś w południe

Być może dziś w południe sprzedam dom.
Wczoraj na naradzie ustaliliśmy strategię, wszystkie możliwe scenariusze.
Na podjęcie decyzji muszę poczekać jeszcze z godzinę.
Wtedy się okaże, komu i za ile. O ile będzie komu.
Bardzo się denerwuję...



UPDATE.

Sprzedane. Sama nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać. W każdym razie. W marcu czeka mnie przeprowadzka. Dokładnie po dziewięciu latach. Biedne kotki... One tu żyły całe życie...

poniedziałek, 16 stycznia 2017

O pieskach i kotkach

Tyle się u mnie dzieje że zaczynam się dziwić jak ja to wszystko ogarniam. W sobote przyszła rodzina na oglądanie domu, bardzo sympatyczna zresztą. Kobieta zanim weszła, zapytała: "Ale Ty przypadkiem nie masz kota?" A ja: "A co, masz alergię?", a ona że nie ale nie lubi kotów. No to ja że mam dwa, ale one raczej się gdzieś po kątach chowają to że jest bezpieczna. Szybko okazało się że ta kobieta nie "nie lubi" kotów, ona po prostu panicznie się ich boi. I uwierzcie mi, słyszałam, czytałam, ale nigdy w życiu nie widziałam osoby, która autentycznie i szczerze BOI się kotów! (Stardust, jeśli czytasz to wiesz o czym piszę :-) ).
Jej dwie dziewczynki były zachwycone, że domek dla kotków, że zabawki, że osobne wejście dla kotków jest, w końcu że same kotki, bo Tiguś się pojawił nic sobie z gości nie robiąc, a na końcu Miguśka wparowała do domu i z prędkością światła pomknęła na górę, wzbudzając śmiech dziewczynek i krzyk matki. Tigusia musiałam wynieść z chałupy, bo baba stała sparaliżowana i chowała się za drzwiami jak go tylko zobaczyła. No cyrk!
Ale ja nie o tym chciałam.
Byłam z Migusią na corocznej kontoli i szczepieniu. Darła japę w samochodzie, potem w poczekalni do pewnego momentu, o którym za chwilę. A potem zamilkła, chyba ze strachu.



Wszystko OK, Migusia przytyła od ostatniego roku... całe 5 gram, czyli waży 3,005 kilograma. Pewnie dlatego że nie była na koopie i siku. Pani weteryniarz była zachwycona stanem jej uzębienia w wieku czterech lat (nie mogę uwierzyć że ona ma już ponad cztery lata!), zapytała czy poluje, a ja na to że owszem ale na pchły i ćmy raczej, choć ze dwa razy myszkę do domu przyniosła. Pani na to że być ona swoją zdobycz po prostu zjada, bo takie zęby to mają koty, które zeżrą to co zapolują. To może wyjaśniać dlaczego ona tak mało je w domu, bleeee....
Ale zanim weszliśmy, w poczekalni zaczął się istny cyrk, bo przyszli na kontrolę tacy goście:



Dwa potężne Nowofunlandy. To nieczęsta gratka, spotkać w jednym miejscu takie dwie wielkie, ciężkie bestie. One były naprawdę ogromne. Nie wiem czy to braciszek i siostrzyczka, czy dwie siostrzyczki lub dwóch braciszków, ale ci ludzie chyba przywieźli je ciężarówką, bo do osobowego samochodu one by się z prewnością nie zmieściły. Miały wielkie śliniaki ze śmiesznymi napisami, były bardzo czyste i zabane. Państwo po kolei stawiali je na wadze, któa ustawiona jest w poczekalni. Wikipedia podaje że średnia masa tych psów to około 68 kilo. Te psy ważyły - uwaga! - czarny 107 kilo, a brązowy 104 kilogramy i to nie była nadwaga! Były potężne, śmieszne i ocieżałe, podziwiam ludzi, którzy się nimi opiekują. Utrzymać to na smyczy to jest już nie lada zadanie. A karmić, wyprowadzać, czyścić... Nie udało mi się zrobić zdjęcia ich obu razem, ale co się naoglądałam to moje.

A w domu... Tak pracuje Chłop. Powiedziałam że niech się czuje zaszczycony, bo do mnie Tiggy w życiu przyszedł na kolana może ze cztery razy, a w taki sposób to nigdy. A Chłopa to on po prostu uwielbia. Ja musiałam tylko co chwilę przychodzić i "control" przyciskać czy jakiś inny klawisz, bo Chłop przecież nie może, bo kota ma :-)


Ale przyszedł moment że Chłop musiał jednak tą ręką poruszyć bo mu zdrętwiała, więc kiciuś uznał to za zachętę zmiany miejsca przebywania. No i po robocie!


Jakieś pół godziny później nastąpiła nieoczekiwana zmiana miejsc :-) I tak to ten Chłop z nimi ma. 
 

Miało być o pieskach i kotkach, ale jak już jesteśmy w temacie zwierzątek, to nie mogłam się oprzeć. Już za niecałe dwa tygodnie będę miała pod tymczasową opieką takie oto stworzonka, trzy:




Córka wyjeżdża do Polski na 10 dni więc poprosiła o opiekę na jej pupilami. Zgodziłam się, mam pusty pokój to mogę je zamknąć i koty nie będą miały do nich dostęu. Ale... jak ja sobie poradzę, ze szczurami i kotami w domu, to ja nie wiem. Dla kogo będzie to większy stres? Czy ktoś miał podobne doświadczenia?