Tyle się u mnie dzieje że zaczynam się dziwić jak ja to wszystko ogarniam. W sobote przyszła rodzina na oglądanie domu, bardzo sympatyczna zresztą. Kobieta zanim weszła, zapytała: "Ale Ty przypadkiem nie masz kota?" A ja: "A co, masz alergię?", a ona że nie ale nie lubi kotów. No to ja że mam dwa, ale one raczej się gdzieś po kątach chowają to że jest bezpieczna. Szybko okazało się że ta kobieta nie "nie lubi" kotów, ona po prostu panicznie się ich boi. I uwierzcie mi, słyszałam, czytałam, ale nigdy w życiu nie widziałam osoby, która autentycznie i szczerze BOI się kotów! (Stardust, jeśli czytasz to wiesz o czym piszę :-) ).
Jej dwie dziewczynki były zachwycone, że domek dla kotków, że zabawki, że osobne wejście dla kotków jest, w końcu że same kotki, bo Tiguś się pojawił nic sobie z gości nie robiąc, a na końcu Miguśka wparowała do domu i z prędkością światła pomknęła na górę, wzbudzając śmiech dziewczynek i krzyk matki. Tigusia musiałam wynieść z chałupy, bo baba stała sparaliżowana i chowała się za drzwiami jak go tylko zobaczyła. No cyrk!
Ale ja nie o tym chciałam.
Byłam z Migusią na corocznej kontoli i szczepieniu. Darła japę w samochodzie, potem w poczekalni do pewnego momentu, o którym za chwilę. A potem zamilkła, chyba ze strachu.
Wszystko OK, Migusia przytyła od ostatniego roku... całe 5 gram, czyli waży 3,005 kilograma. Pewnie dlatego że nie była na koopie i siku. Pani weteryniarz była zachwycona stanem jej uzębienia w wieku czterech lat (nie mogę uwierzyć że ona ma już ponad cztery lata!), zapytała czy poluje, a ja na to że owszem ale na pchły i ćmy raczej, choć ze dwa razy myszkę do domu przyniosła. Pani na to że być ona swoją zdobycz po prostu zjada, bo takie zęby to mają koty, które zeżrą to co zapolują. To może wyjaśniać dlaczego ona tak mało je w domu, bleeee....
Ale zanim weszliśmy, w poczekalni zaczął się istny cyrk, bo przyszli na kontrolę tacy goście:
Dwa potężne Nowofunlandy. To nieczęsta gratka, spotkać w jednym miejscu takie dwie wielkie, ciężkie bestie. One były naprawdę ogromne. Nie wiem czy to braciszek i siostrzyczka, czy dwie siostrzyczki lub dwóch braciszków, ale ci ludzie chyba przywieźli je ciężarówką, bo do osobowego samochodu one by się z prewnością nie zmieściły. Miały wielkie śliniaki ze śmiesznymi napisami, były bardzo czyste i zabane. Państwo po kolei stawiali je na wadze, któa ustawiona jest w poczekalni. Wikipedia podaje że średnia masa tych psów to około 68 kilo. Te psy ważyły - uwaga! - czarny 107 kilo, a brązowy 104 kilogramy i to nie była nadwaga! Były potężne, śmieszne i ocieżałe, podziwiam ludzi, którzy się nimi opiekują. Utrzymać to na smyczy to jest już nie lada zadanie. A karmić, wyprowadzać, czyścić... Nie udało mi się zrobić zdjęcia ich obu razem, ale co się naoglądałam to moje.
A w domu... Tak pracuje Chłop. Powiedziałam że niech się czuje zaszczycony, bo do mnie Tiggy w życiu przyszedł na kolana może ze cztery razy, a w taki sposób to nigdy. A Chłopa to on po prostu uwielbia. Ja musiałam tylko co chwilę przychodzić i "control" przyciskać czy jakiś inny klawisz, bo Chłop przecież nie może, bo kota ma :-)
Ale przyszedł moment że Chłop musiał jednak tą ręką poruszyć bo mu zdrętwiała, więc kiciuś uznał to za zachętę zmiany miejsca przebywania. No i po robocie!
Jakieś pół godziny później nastąpiła nieoczekiwana zmiana miejsc :-) I tak to ten Chłop z nimi ma.
Miało być o pieskach i kotkach, ale jak już jesteśmy w temacie zwierzątek, to nie mogłam się oprzeć. Już za niecałe dwa tygodnie będę miała pod tymczasową opieką takie oto stworzonka, trzy:
Córka wyjeżdża do Polski na 10 dni więc poprosiła o opiekę na jej pupilami. Zgodziłam się, mam pusty pokój to mogę je zamknąć i koty nie będą miały do nich dostęu. Ale... jak ja sobie poradzę, ze szczurami i kotami w domu, to ja nie wiem. Dla kogo będzie to większy stres? Czy ktoś miał podobne doświadczenia?