Tak więc machina powoli rusza, bardzo wstępne rozmowy poczynione, rynek jako tako ogarnięty, no i od przyszłego weekendu zaczynamy oglądać domy.
Czy się cieszę?
Jestem przerażona! Podekscytowana tak, jak najbardziej, ale także bardzo przerażona. Aż mi się tego wszystkiego nie chce ogarniać, momentami zaczynam myśleć że lepiej niech zostanie jak jest. No ale chyba to nie jest najlepsze podejście, prawda? Bo ja chcę zakończyć pewien etap i zacząć nowy i to jest mój priorytet w tej chwili. Przemeblowanie domu nie działa, wyrzucenie niektórych rzeczy też nie. Muszę się wyprowadzić i to im szybciej tym lepiej. Różne rzeczy trzeba rozważyć.
Po pierwsze - lokalizacja. To mniej więcej ustalone. Zostajemy w terenie, liczą się w zasadzie trzy sąsiednie miejscowości. Żeby było pod Edynburgiem ale nie za daleko, maksymalnie dziesięć minut więcej jazdy samochodem. W spokojnej okolicy, bez dzieciarni. Teraz mieszkam blisko szkoły, więc wiem jak to jest, mam dość.
Po drugie - rodzaj i wielkość. Muszą się pomieścić dwie osoby dorosłe, dwa koty, musi być miejsce dla dzieci i rodziców jak przyjadą. Jakiś kąt do pracy. Miejsce na dwa samochody, garaż na rowery i inne graty, ogród, najlepiej osobne wyjście do ogrodu żeby koty mogły same wychodzić. Dom najlepiej wolno stojący, nie bliźniak i nie w zabudowie. I najważniejsze - nie do remontu. Może być używany, może być nowy, to dopiero wyjdzie w praniu.
Po trzecie - cena. Nie ma się co łudzić że damy radę kupić dom za gotówkę. Trzeba będzie wydać trochę oszczędności, sprzedać to co się ma, trochę przyoszczędzić. A potem spłacać kredyt. No ale w tym zakresie to u mnie się akurat nic nie zmieni, bo i tak spłacam.
To akurat są najprzyjemniejsze aspekty projektu. Najgorsze dla mnie będzie...
Pakowanie. To akurat wyjdzie wszystkim na dobre. Mamy przecież w chwili obecnej dwa domy. Podwójne wszystko. Trzeba będzie zrobić inwentaryzację i ustalić co zabieramy a co sprzedajemy, ewentualnie oddajemy lub wyrzucamy. I to mnie przeraża. Wyobrażacie sobie ilość klamorów zgromadzonych przez lata? Ile czasu zajmnie taka segregacja? Uwierzcie mi, chyba lepiej nic nie mieć i zaczynać wszystko od nowa, niż musieć decydować o tym co się przyda a co nie.
Sprzedaż domu. Pomijam kwestię formalną, która w moim przypadku jest troszkę pokomplikowana, bo wszystko jest do przeskoczenia i ustalenia. Ale żeby dom sprzedać muszę go doprowadzić do porządku. Wyczyścić, przemalować, ponaprawiać co zepsute. Znaleźć nabywcę. Trochę to inaczej się tu odbywa niż w Polsce, doświadczenie z kupnem mam, ale ze sprzedażą jeszcze nie.
No i co będzie jak nam bank kredytu nie da? Bo i to się może zdarzyć, przecież nie mamy po dwadzieścia lat, a starszym osobom trochę gorzej jest uzyskać pożyczkę z banku. No bo mogą nie dożyć spłaty. Śmieszne, ale prawdziwe.
No i sami widzicie, jakie mam dylematy. Gdybym była sama, byłoby lżej. Miałabym mniejszy wybór...
poniedziałek, 24 października 2016
piątek, 21 października 2016
Humor piątkowy
Moja mama jest w szpitalu. Nie, nic strasznego, planowany zabieg, jest już kilka dni po operacji i czuje się świetnie. Tak mówi. I nachwalić się nie może, jaką dobrą opiekę ma, i tylko trzy osoby w pokoju, i łazienkę mają swoją, a nie na korytarzu jak kiedyś, a pielęgniarki zwijają się jak w ukropie, cały czas zaglądają czy czegoś nie potrzeba, jak się zadzwoni po pomoc to są natychmiast i nawet (na co mi w ogóle szczęka spadła!) podłogę zmywają wieczorem żeby było czysto. Pielęgniarki! Pozostawię to bez komentarza, ale domyślacie się już pewnie o czym będzie dzisiaj? Zapraszam na odrobinę humoru.
*****
Zdziwiony lekarz pyta żonę pacjenta:
- Naprawdę nie zorientowała się pani, że mąż miał zawał?
- Nie. Zaskoczyło mnie jedynie, że przeszło po 20 latach małżeństwa mąż wyszeptał: "Jadzia, moje serce..."
*****
Pielęgniarka do pacjenta, który był już 3 dzień na diecie.
- Podać panu kaczkę?
- Oj tak kochaniutka i od cholery frytek.
*****
- Halo - mówi Kowalski. Panie doktorze, proszę natychmiast przyjechać, ponieważ moja żona ma ostry atak wyrostka robaczkowego!
- Spokojnie panie Kowalski. Dwa lata temu osobiście wyciąłem pańskiej żonie wyrostek robaczkowy. Czy słyszał pan kiedyś, aby człowiekowi po raz drugi pojawił się wyrostek?
- A czy pan słyszał doktorze, że u człowieka może się pojawić druga żona?
*****
Zdziwiony lekarz pyta żonę pacjenta:
- Naprawdę nie zorientowała się pani, że mąż miał zawał?
- Nie. Zaskoczyło mnie jedynie, że przeszło po 20 latach małżeństwa mąż wyszeptał: "Jadzia, moje serce..."
*****
Pielęgniarka do pacjenta, który był już 3 dzień na diecie.
- Podać panu kaczkę?
- Oj tak kochaniutka i od cholery frytek.
*****
- Halo - mówi Kowalski. Panie doktorze, proszę natychmiast przyjechać, ponieważ moja żona ma ostry atak wyrostka robaczkowego!
- Spokojnie panie Kowalski. Dwa lata temu osobiście wyciąłem pańskiej żonie wyrostek robaczkowy. Czy słyszał pan kiedyś, aby człowiekowi po raz drugi pojawił się wyrostek?
- A czy pan słyszał doktorze, że u człowieka może się pojawić druga żona?
*****
W środku nocy pielęgniarka w szpitalu budzi pacjenta.
-Co się stało? Pyta zaspany chory.
- Zapomniał pan wziąć tabletki na sen.
*****
Pacjent ustala szczegóły dotyczące zbliżającej się operacji:
- A ile będzie kosztować narkoza? - pyta.
- 1500 złotych - odpowiada anestezjolog.
- 1500 złotych za to, żeby mi się film urwał? Trochę za drogo, nie sądzi pan?
- Nie. Urwany film dostaje pan gratis. Opłata jest za to, żeby znowu zaczął się wyświetlać…
*****
Wieczorem w szpitalnej świetlicy pielęgniarka podchodzi do jedynego pacjenta, który jako jedyny nie spał, tylko oglądał telewizję.
- Proszę przestać oglądać telewizję. Już północ! Teraz idziemy do łóżka.
- A jak nas ktoś przyłapie?
*****
- Wie Pan, po konsultacjach pańskich wyników badań mam dla Pana dwie wiadomości, jedną dobrą drugą złą. Od której zacząć?
- Może od dobrej...
Na co lekarz:
- Zostało Panu 24 godziny życia.
- I to ma być dobra wiadomość? Przecież ja umieram, czy Pan się nie pomylił? A jaka jest zła wiadomość?
Doktor:
- Miałem zadzwonić wczoraj.
*****
Dziewczyna u ginekologa. Młody, przystojny lekarz zaczyna badanie, zakłada jednorazową rękawiczkę, wkłada palce. Zwykłe badanie. Nagle dzwoni telefon. Lekarz jedną ręka odbiera, a jako że czas to pieniądz drugą kontynuuje badanie:
- Halo! Tu Heniek... ze studiów... jestem w twoim mieście.
- Nie może być. Przyjeżdżaj, trzeba to oblać!
- A jak do ciebie dojechać? Dzwonię z dworca.
- Z dworca to pojedziesz prosto, później w lewo, będzie rondo, na rondzie w prawo, następne rondo i dalej to prosto, prosto i jesteś u mnie...
Na to pacjentka:
- Panie doktorze czy jeszcze jedno rondo mogę prosić?
W środku nocy pielęgniarka w szpitalu budzi pacjenta.
-Co się stało? Pyta zaspany chory.
- Zapomniał pan wziąć tabletki na sen.
*****
Pacjent ustala szczegóły dotyczące zbliżającej się operacji:
- A ile będzie kosztować narkoza? - pyta.
- 1500 złotych - odpowiada anestezjolog.
- 1500 złotych za to, żeby mi się film urwał? Trochę za drogo, nie sądzi pan?
- Nie. Urwany film dostaje pan gratis. Opłata jest za to, żeby znowu zaczął się wyświetlać…
*****
Wieczorem w szpitalnej świetlicy pielęgniarka podchodzi do jedynego pacjenta, który jako jedyny nie spał, tylko oglądał telewizję.
- Proszę przestać oglądać telewizję. Już północ! Teraz idziemy do łóżka.
- A jak nas ktoś przyłapie?
*****
- Wie Pan, po konsultacjach pańskich wyników badań mam dla Pana dwie wiadomości, jedną dobrą drugą złą. Od której zacząć?
- Może od dobrej...
Na co lekarz:
- Zostało Panu 24 godziny życia.
- I to ma być dobra wiadomość? Przecież ja umieram, czy Pan się nie pomylił? A jaka jest zła wiadomość?
Doktor:
- Miałem zadzwonić wczoraj.
*****
Dziewczyna u ginekologa. Młody, przystojny lekarz zaczyna badanie, zakłada jednorazową rękawiczkę, wkłada palce. Zwykłe badanie. Nagle dzwoni telefon. Lekarz jedną ręka odbiera, a jako że czas to pieniądz drugą kontynuuje badanie:
- Halo! Tu Heniek... ze studiów... jestem w twoim mieście.
- Nie może być. Przyjeżdżaj, trzeba to oblać!
- A jak do ciebie dojechać? Dzwonię z dworca.
- Z dworca to pojedziesz prosto, później w lewo, będzie rondo, na rondzie w prawo, następne rondo i dalej to prosto, prosto i jesteś u mnie...
Na to pacjentka:
- Panie doktorze czy jeszcze jedno rondo mogę prosić?
*****
Operacja urologiczna. Pacjent leży na stole. Obok krząta się młoda pielęgniarka. Wchodzi chirurg z rękami w sterylnych rękawiczkach.
- Siostro proszę poprawić penisa... Uhm, dobrze, a teraz pacjentowi!
Operacja urologiczna. Pacjent leży na stole. Obok krząta się młoda pielęgniarka. Wchodzi chirurg z rękami w sterylnych rękawiczkach.
- Siostro proszę poprawić penisa... Uhm, dobrze, a teraz pacjentowi!
czwartek, 20 października 2016
Prędzej umrę niż się doczekam
Tak nachwaliłam tę służbę zdrowia w Szkocji, a tu fik, NHS pokazał mi środkowego palca.
Znowu miałam atak. Nie wiadomo czego bo wygląda jak wyrostek a chyba na pewno nie jest. Ja mam swoje podejrzenia ale nie chcę lekarzy oświecać, bo chcę żeby mi normalnie do tych bebechów zajrzeli i sami znaleźli. Być może moje problemy ze stawami są z tym powiązane, ale to może stwierdzić tylko specjalista. Prześwietlenie wykazało jakąś nieprawidłowość wokół stawu, ale ten kto interpretował zdjęcie nie był w stanie powiedzieć co to może być, pani doktor też nie wie. No to skierowanie do reumatologa mi dała, może cos więcej zobaczy. Jak w końcu dostanę tę wizytę. Ale dopiero minęły cztery tygodnie od skierowania więc się jeszcze nie martwię,
Zmartwiłam się za to brakiem wiadomości z kliniki gastroenterologicznej, do której skierowano mnie w czerwcu. Minęło bowiem osiemnaście tygodni (!) a tu nic. Dzwonię więc do przychodni zapytać o co chodzi, i czy faktycznie skierowanie zostało wysłane czy jaja sobie robią. Nie robią sobie jaj, skierowanie poszło 13 czerwca. I niech se zadzwonię do szpitala, tam mi więcej powiedzą.
No to dzwonię. Po przekierowaniu mnie do odpowiedniego oddziału odbiera pani. Mówię jej co i jak, że skierowanie poszło 13 czerwca, że już osiemnaście tygodni i nic. A pani na to, że ona wie że zalecenie rządowe jest maksymalnie dwanaście tygodni, ale w tej klinice czeka się pięćdziesiąt. Pięćdziesiąt tygodni!!! Taki jest obecnie czas oczekiwania na wizytę w cholernym szpitalu. Mówię, że ja się przecież źle czuję i potrzebuje tej wizyty bardziej niż kiedyś. No to pani żebym poszła do lekarza po skierowanie błyskawiczne i wtedy dostanę się szybko. A ja na to, czy jak dostanę ataku i pojadę na emergency do szpitala to czy wtedy będzie szybciej. Pani z uśmiechem (tak przynajmniej ją sobie wyobraziłam) odpowiada że tak, że wtedy zrobią mi od razu całą potrzebną diagnostykę. No to teraz wiem co zrobić jak mi się następny atak zdarzy. Kłopot w tym że... ja nie uważam żeby to był aż tak straszny ból. No bo skoro mogę oddychać i chodzić, nawet skulona, to jeszcze nie tak źle ze mną. Głupia jestem, bo już nie raz postawiono mi z tego powodu niewłaściwą wstępną diagnozę, bo kto podczas na przykład ataku kolki nerkowej chodzi i się jeszcze uśmiecha, chociaż oddychanie przychodzi z trudem, zimny pot zalewa człowieka i nie da rady przyjąć wyprostowanej pozycji?
Chyba trzeba będzie zacząć cierpieć jak prawdziwy mężczyzna ;-)
Bo inaczej prędzej umrę niż się głupiej endoskopii doczekam.
Znowu miałam atak. Nie wiadomo czego bo wygląda jak wyrostek a chyba na pewno nie jest. Ja mam swoje podejrzenia ale nie chcę lekarzy oświecać, bo chcę żeby mi normalnie do tych bebechów zajrzeli i sami znaleźli. Być może moje problemy ze stawami są z tym powiązane, ale to może stwierdzić tylko specjalista. Prześwietlenie wykazało jakąś nieprawidłowość wokół stawu, ale ten kto interpretował zdjęcie nie był w stanie powiedzieć co to może być, pani doktor też nie wie. No to skierowanie do reumatologa mi dała, może cos więcej zobaczy. Jak w końcu dostanę tę wizytę. Ale dopiero minęły cztery tygodnie od skierowania więc się jeszcze nie martwię,
Zmartwiłam się za to brakiem wiadomości z kliniki gastroenterologicznej, do której skierowano mnie w czerwcu. Minęło bowiem osiemnaście tygodni (!) a tu nic. Dzwonię więc do przychodni zapytać o co chodzi, i czy faktycznie skierowanie zostało wysłane czy jaja sobie robią. Nie robią sobie jaj, skierowanie poszło 13 czerwca. I niech se zadzwonię do szpitala, tam mi więcej powiedzą.
No to dzwonię. Po przekierowaniu mnie do odpowiedniego oddziału odbiera pani. Mówię jej co i jak, że skierowanie poszło 13 czerwca, że już osiemnaście tygodni i nic. A pani na to, że ona wie że zalecenie rządowe jest maksymalnie dwanaście tygodni, ale w tej klinice czeka się pięćdziesiąt. Pięćdziesiąt tygodni!!! Taki jest obecnie czas oczekiwania na wizytę w cholernym szpitalu. Mówię, że ja się przecież źle czuję i potrzebuje tej wizyty bardziej niż kiedyś. No to pani żebym poszła do lekarza po skierowanie błyskawiczne i wtedy dostanę się szybko. A ja na to, czy jak dostanę ataku i pojadę na emergency do szpitala to czy wtedy będzie szybciej. Pani z uśmiechem (tak przynajmniej ją sobie wyobraziłam) odpowiada że tak, że wtedy zrobią mi od razu całą potrzebną diagnostykę. No to teraz wiem co zrobić jak mi się następny atak zdarzy. Kłopot w tym że... ja nie uważam żeby to był aż tak straszny ból. No bo skoro mogę oddychać i chodzić, nawet skulona, to jeszcze nie tak źle ze mną. Głupia jestem, bo już nie raz postawiono mi z tego powodu niewłaściwą wstępną diagnozę, bo kto podczas na przykład ataku kolki nerkowej chodzi i się jeszcze uśmiecha, chociaż oddychanie przychodzi z trudem, zimny pot zalewa człowieka i nie da rady przyjąć wyprostowanej pozycji?
Chyba trzeba będzie zacząć cierpieć jak prawdziwy mężczyzna ;-)
Bo inaczej prędzej umrę niż się głupiej endoskopii doczekam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)