Długo czekał ten film na obejrzenie, dlatego że jest długi. A ostatnio jakoś nie było czasu na takie długie posiedzenia przed telewizorem. Ale wczoraj, coś mnie skusiło, zrezygnowałam nawet z badmintona, przykryłam się kocykiem i obejrzałam.
Właściwie to nie wiedziałam co będę oglądać. Czytałam małe conieco w czasie premiery i to wszystko.
Wiem że obraz zmagał się z zupełnie skrajnymi opiniami krytyków i widzów. Niektórzy mówią że za długi, inni że przegadany. Owszem, jest długi, ale muszę powiedzieć że ani przez moment się nie nudziłam.
Oficjalne podsumowanie głosi że film opisuje historię ludzkości, w której konsekwencje działań ludzi wpływają na siebie wzajemnie poprzez przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, morderca zmienia się w wybawcę, a pojedynczy akt życzliwości wieki później kończy się rewolucją. Czy można na podstawie tego wysnuć opinię o filmie? Czy można przewidzieć jego treść, akcję? Z całą pewnością nie. Dlatego zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać.
Film to sześć całkowicie różnych historii, pozornie ze sobą nie powiązanych, podzielonych przestrzenią i czasem. Obrazy nie przeplatają się ze sobą, ale tworzą pewnego rodzaju mozaikę, która układa się w zaskakującą całość. W dodatku, dobranie tych samych aktorów grających różne postaci, spina w jakiś sposób poszczególne sceny, pozwalając widzowi usystematyzować swoje spostrzeżenia w pozornym chaosie zdarzeń.
Jak dla mnie, film piękny, bardzo refleksyjny, chwytający za serce. Dla romantyków wątki miłosne, dla wrażliwców sceny "do popłakania", dla miłośników kina akcji - strzelanie, pościgi i wybuchy. W dodatku, dla melomanów - przepiękna muzyka.
Jeżeli ktoś może wygospodarować prawie trzy godziny wolnego czasu na odrobinę rozrywki - serdecznie polecam!
P.S. Właśnie odebrałam telefon z informacją że wygrałam jakiś konkurs Lancôme, o którym zapomniałam że brałam udział i że przesyłają mi jakiś zestaw kosmetyków (w ekscytacji zupełnie nie zrozumiałam o co chodzi)! Yupiiiii! Szczęśliwy wtorek!
wtorek, 10 września 2013
poniedziałek, 9 września 2013
Słomiana matka
Weekend upłynął mi pod znakiem kupowania, gotowania, doradzania w pakowaniu i odwożenia syna do tymczasowego mieszkania, czyli domu studenta.
Choć studia pełną parą ruszą dopiero za tydzień, już w sobotę zaczął się tzw. freshers week, czyli tydzień poświęcony tylko i wyłącznie studentom pierwszego roku. Czas na akomodację, zapoznanie się z kolegami, z miejscem, z Uniwersytetem, na zabawy i imprezy powitalne, których jest od groma i trochę. Specjalne herbatki dla rodziców (wielu studentów zagranicznych, szczególnie z Chin, przyjeżdża z rodzicami), aby mogli zapoznać się z tym co ich dziatki mają w programie studiów. Nawet codzienne spotkania organizowane specjalnie dla miejscowych, czyli mieszkających w Edynburgu, żeby też coś z życia mieli. Mój syn, pomimo że "miejscowy", to jednak mieszka poza obrębem miasta i dlatego mógł starać się o akademik. A teraz jest cenionym i szanowanym członkiem akademickiej społeczności, bo nie tylko zna topografię miasta i jego okolic, ale też okoliczne puby i imprezownie, więc oprowadza chłopaków z mieszkania po mieście w chwilach wolnych. Których za wiele nie ma, bo Uniwersytet przygotował się doskonale do zapełnienia prawie każdej minuty nowo przybyłego studenta. W związku z tym kontaku z synem prawie nie mam, a jak mam to bardzo lakoniczny, z czego wnioskuję że bawi się dobrze, żyje i z głodu nie padł. Do pokoju zgodził się nas zaprosić tylko w momencie wprowadzania się, czyli pomagania w taszczeniu bagażu. Od tej pory noga rodzicielska nie ma prawa tam stanąć. Choć nie ukrywam że bardzo by chciała. Prywatność jednak młodego człowieka trzeba szanować. No to szanuję, na tyle że zdjęłam mu brudną pościel z łóżka, wyprałam i zaniosłam z powrotem do zabałaganionego pokoju, jak sobie przyjedzie to sobie posprząta. Nic więcej nie robię, choć mnie korci, oj korci...
No i tak, z dnia na dzień stałam się "słomianą matką" (może być słomiana wdowa to czemu nie matka?). Powłóczyłam się więc wczoraj po pustym domu w szlafroku do południa, upichciłam szybki obiad, bo komu teraz gotować, no komu? A wieczorem to nawet filmu nie było z kim oglądać...
P.S. Przypominam, że w domu została córka, mąż i dwa koty :-)
Choć studia pełną parą ruszą dopiero za tydzień, już w sobotę zaczął się tzw. freshers week, czyli tydzień poświęcony tylko i wyłącznie studentom pierwszego roku. Czas na akomodację, zapoznanie się z kolegami, z miejscem, z Uniwersytetem, na zabawy i imprezy powitalne, których jest od groma i trochę. Specjalne herbatki dla rodziców (wielu studentów zagranicznych, szczególnie z Chin, przyjeżdża z rodzicami), aby mogli zapoznać się z tym co ich dziatki mają w programie studiów. Nawet codzienne spotkania organizowane specjalnie dla miejscowych, czyli mieszkających w Edynburgu, żeby też coś z życia mieli. Mój syn, pomimo że "miejscowy", to jednak mieszka poza obrębem miasta i dlatego mógł starać się o akademik. A teraz jest cenionym i szanowanym członkiem akademickiej społeczności, bo nie tylko zna topografię miasta i jego okolic, ale też okoliczne puby i imprezownie, więc oprowadza chłopaków z mieszkania po mieście w chwilach wolnych. Których za wiele nie ma, bo Uniwersytet przygotował się doskonale do zapełnienia prawie każdej minuty nowo przybyłego studenta. W związku z tym kontaku z synem prawie nie mam, a jak mam to bardzo lakoniczny, z czego wnioskuję że bawi się dobrze, żyje i z głodu nie padł. Do pokoju zgodził się nas zaprosić tylko w momencie wprowadzania się, czyli pomagania w taszczeniu bagażu. Od tej pory noga rodzicielska nie ma prawa tam stanąć. Choć nie ukrywam że bardzo by chciała. Prywatność jednak młodego człowieka trzeba szanować. No to szanuję, na tyle że zdjęłam mu brudną pościel z łóżka, wyprałam i zaniosłam z powrotem do zabałaganionego pokoju, jak sobie przyjedzie to sobie posprząta. Nic więcej nie robię, choć mnie korci, oj korci...
No i tak, z dnia na dzień stałam się "słomianą matką" (może być słomiana wdowa to czemu nie matka?). Powłóczyłam się więc wczoraj po pustym domu w szlafroku do południa, upichciłam szybki obiad, bo komu teraz gotować, no komu? A wieczorem to nawet filmu nie było z kim oglądać...
P.S. Przypominam, że w domu została córka, mąż i dwa koty :-)
piątek, 6 września 2013
Humor z zeszytów szkolnych
Jako że pierwszy tydzień szkoły (niemal) już za nami, cykl o humorze z zeszytów szkolnych zostaje reaktywowany. Tadam!
Wesołego weekendu!
Foto i teksty z internetu
Nowe
badania wykazały że człowiek nie powstał z prochu, ale z gliny.
Mamy
dwa typy oddychania: mężczyźni oddychają brzuchem, a kobiety piersiami.
Serce
zdrowego człowieka powinno bić 70 do 75 minut.
Słowik - samiczka sama
znosiła jajka, bo samiec nie chciał jej pomagać.
Koty rozmnażają się jak
ludzie, ale jest różnica - ich potomstwo rodzi się ślepe.
I jak zawsze, wisienka na torcie:
Wesołego weekendu!
Foto i teksty z internetu
Subskrybuj:
Posty (Atom)