Słoneczko rozkosznie świeciło, dobrze że założyłam dziś wiosenną kurtkę. Gdybym wiedziała to ubrałabym się dzisiaj odpowiednio. A tak - spódnica, koszula, buty na obcasie... Wyszłam z campusa i podziwiałam niedawno wyremontowane wejście główne. Codziennie mijam je tylko samochodem.
Potem wzdłuż murów, a raczej żywopłotów uniwersyteckich. Niektóre jeszcze się nie zazieleniły.
Po drodze mijam to co mężczyźni lubią najbardziej :-)
Potem skręt w boczną uliczkę. Domy raczej z tych skromniejszych, choć dość zadbane. Cudny widok na Arthur's Seat.
Uliczka nagle mnienia się w bardziej dostojną, domy większe, bogatsze.
Wychodzę na główną(-niejszą) ulicę, którą przebywam codziennie w drodze do pracy. Zupełnie inaczej wygląda z perspektywy własnej osoby. Z samochodu nie zauważa się wielu szczegółow.
A tu już powrót do campusa. Studenci "opalają" się na trawce. Studenci i zielona trawka - to nieodłączna para od wiosny do jesieni. Gdzie tylko kawałek trawy rośnie tam znajdziesz w Edynburgu studenta.
A po drodze do mojego budynku mijam jeszcze pole narcyzowe
I przepiękną szachownicę
I białą szachownicę
Szkoda że tylko niektóre drzewa już mają wyraźne, choć malutkie jeszcze listki. Co roku kwitną o tej porze kasztany, teraz jednak... szkoda gadać. Nawet liści porządnie jeszcze nie widać.
Za to kwitną już miniaturowe tulipanki i coś co nie wiem jak się nazywa, ale rośnie tuż przed wejściem do mojego budynku. Mieszkają tam zazwyczaj... żaby.
Spacer trwał 51 minut, dystans 2680 metrów, 3851 kroków, 180 kalorii spalonych, wzniesienie terenu 27 metrów. Wiem to wszystko z aplikacji jaką mam na ajfonie i której używam do biegania bo jest na GPS-a i wszystko dokładnie podaje. Szkoda tylko że obuwie miałam... hm... lekko niedostosowane bo teraz stopy mnie bolą. Ale warto było.